I tak co roku.
Nowe oczekiwania, nowe postanowienia, nowe pomysły, nowe plany....
A ja nic nie postanawiam i niczego nie oczekuję.
Im wieksza cyfra wydnieje na przekręcającym się sylwestrowej nocy liczniku, tym jakoś mniej euforycznie to przyjmuję.
Upływ czasu? No i cóż stąd?
Czym pierwszy stycznia różni się od trzydziestego pierwszego grudnia?
Będzie albo tak samo, albo zupełnie inaczej. Będzie przygodowo i podróżniczo, albo domowo i stacjonarnie. Nasze górnolotne postanowienia i życzenia są równie istotne, niezależnie od tego, czy są podjęte 1 stycznia, 12 marca czy 26 listopada.
Będzie, co ma być.
Bądźmy sobą.
Żyjmy tak, żeby za rok nie musieć postanawiać o "zaczynaniu od nowa" oraz "odkręcaniu tego, co się zakręciło".
Patrzmy też na potrzeby innych, żebyśmy bez wstydu mogli spojrzeć na swoje odbicie w lustrze.
I już będzie to Dobry Rok.
Nie czuję - od pewnego czasu - magii sylwestrowej nocy. Cóż - okazja do spotkania ze znajomymi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz