Człowiek to czasem głupi jest...
Dzieje się Fajna Rzecz - Godna Uwiecznienia - a Człowiek zapomina o istnieniu aparatu fotograficznego, jakby nie wiedział, że chwila nie może trwać wiecznie - chyba, że się ją zatrzyma na papierze - zdjęciowym lub listowym. W związku z moją krótkowzrocznością, ta historyjka musi pozostać wyłącznie w literkach.
Zrobiliśmy wreszcie Buravej zabieg sterylizacji, przygotowywany odkąd pojawiła się u nas, czyli od lat...siedmiu. Potem pojawił sięWilczasty, który miał skłonić nas do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków w temacie sterylizacji - niestety - Niuś jest z nami już trzy lata, a Burava nadal kobieca w pełnym zakresie. Miarka się przebrała, kiedy Wilczasty, w desperacji z okazji odkrycia faktu, że Burava nie traktuje jego zalotów poważnie, dość znacząco nadgryzł naszą ulubioną altanę (pisałam wszak o bobrzych zapędach owczarka?). Klamka zapadła: umówiliśmy się na zabieg. Trochę się denerwowałam, mimo tego, że miałam świadomość, że oddaję Suczysko w profesjonalne ręce...
Burava wróciła cała (no, nie do końca...) i lekko oszołomiona. Do tego w kołnierzu, uniemożliwiającym rozlizanie szwów oraz z...uroczo gołym, różowym brzuszkiem. Doglądaliśmy jej troskliwie, umilając jej - jak się dało - uciążliwości noszenia "kołnierza hańby" (jakoś tak się złożyło, że w tych dniach obejrzeliśmy animowany film "Odlot" - świetny - gdzie psiaki też nosiły to ustrojstwo i tak go właśnie nazywały). Trzeciego dnia rano, na legowisku, które przenieśliśmy - z nieużytecznej teraz budy - zastaliśmy Suczynę
z piłeczką tenisową w zębach . Przestraszyliśmy się - przez siedem lat mieszkania z nami, zwierzak nie miał ciągot ku piłkom. O nie, przepraszam - w młodości durnej i chmurnej grywała z nami w "nogę" - ku uciesze Gburka. Ale to była naprawdę "noga" - nie brała piłki do pyska, tylko grała łapami. Potem i z tego wyrosła, osiągnąwszy wiek dojrzały. Po podwórku poniewierały się zawsze jakieś piłki - różnych rozmiarów, kolorów i rozmaitego przeznaczenia - z racji gburkowego piłkarskiego wariactwa, jednak nie wzbudzały one żadnego zainteresowania Buravej. Zobaczywszy ją z piłką w zębach, uznaliśmy, że prawdopodobnie się zwierzątko udławiło - piłka utknęła a Suka nie może jej wyjąć z powodu kołnierza. Tym bardziej, że przez dwa dni z godnością odmawiała spożywania posiłków, a nawet picia wody z kołnierzem, bo "psze-państwa-nie-da-się". Ruszyliśmy na ratunek. Piłka została oswobodzona od Buravej a Burava od piłki. Ku naszemu zdumieniu, Suka natychmiast wykonała akrobację - uderzywszy kołnierzem o ziemię schwytała piłkę z powrotem w zęby. Po kilku próbach odebrania jej piłki, uznaliśmy, że tak być już musi - Buravej po operacji na mózg się rzuciło i teraz będzie psem noszącym piłki, trudno. I zamiast wyciągnąc natenczas aparat i zrobić serię pociesznych fotek, napawaliśmy się suczym nieszczęściem. Następnego dnia domyśliliśmy się, o co może chodzić - rana pooperacyjna goiła się, powodując swędzenie, które zwierzątko koiło, wgryzając się w piłkę.
Burava, w czasach pozabiegowych, nauczyła się oszukiwać. Tak, tak - łgała bezczelnie i na każdym kroku, robiąc do każdego z domowników słodkie acz żałosne oczęta: "zdejmijcie mi kołnierz hańby choć na chwilę, piiiić, jeeeść mi się chce, ratunkuuuu". Kiedy już domownik, zdjęty współczuciem, odpinał obrożę z narzędziem tortur, Suka natychmiast odzyskiwała wigor, wykonywała zwrot od miski (głód i pragnienie znikały w jednym momencie) i ze złośliwą miną: "spróbujcie mnie teraz stąd wyciągnąć" - zaszywała się w swojej budzie, dokładnie wylizując łyse brzuszysko. Po pierwszym podstępie z kiełbaską, przestała do kiełbaski wychodzić - można jej było machać całym pętem przed nosem - leżała w najdalszym kącie budy z miną obrażonej i przejedzonej hrabiny. Po pierwszym podstępie ze smyczą: "spacerek, Burava, chooodź....." - przestała wychodzić i do smyczy. Jonatan wyciągał ją za pomocą łańcucha, jeśli mu nawiała, a potem już byliśmy sprytniejsi od niej i zanim zdjęliśmy jej kołnierz, zasłanialiśmy - czym-się-dało wejścia do bud. Obydwu.
Piłka była w użyciu nieustannie. Była nawet zabierana na spacery. Już zaczynałam rozglądać się za hurtownią, bo nie wyobrażałam sobie suczej rozpaczy, gdyby w ferworze miłosnym uległa rozgryzieniu. No i zaczęłam mentalnie szykować się do sesji zdjęciowej pt. "Burava z piłką".
Niestety, po zdjęciu "kołnierza hańby", w siódmej dobie po operacji, psica ostatecznie porzuciła swój mroczny przedmiot pożądania (bo piłka czarna była, niestandardowa). A ja zostałam bez dokumantacji zdjęciowej. Trzeba łapać chwile, a nie pozwalać im trwać, ot co.