z klimatem...

z klimatem...

niedziela, 22 lipca 2012

Migawki Wrocławia, śladami Kury

Po przeczytaniu książki Agnieszki Gil "Herbata z jaśminem" widziałam jedno: nie znam Wrocławia wcale a wcale, mimo kilkakrotnej bytności tamże.
Nabyłam plan miasta, wypożyczyłam rower miejski i w sobotnie, lipcowe popołudnie, udałam się na przejażdżkę, śladami bohaterów książki.
 Było łatwo, bo Autorka opisuje swoje miasto tak, że od razu rozpoznaje się miejsca znajome z kart powieści.

Oto środek transportu, wraz z podstawowym ekwipunkiem:


Zastanawiałam się, czy nie  posegregować zdjęć zgodnie z akcją książki, ale w związku z tym, że nie dotarłam we wszystkie miejsca, zdjęcia pójdą w takiej kolejności, w jakiej robiłam je podczas wycieczki.
I tak, punkt pierwszy: Teatr Lalek, wraz z krasnoludkami w fontannie i dookoła niej. Różowe flagi zdradzają, że byłam we Wrocławiu w trakcie trwania Festiwalu Filmowego....



Punkt drugi. Park wokół Wzgórza Partyzantów.


Brama Oławska. Po prostu takie przejście podziemne. W tle - Galeria Dominikańska.


Liceum, do którego uczęszczała Kura.


Widok od drzwi Liceum, ku Galerii Dominikańskiej.


Budynek PZU. Przy nim ojciec wypuszczał Grzesia z samochodu.


Widok na drugi brzeg fosy z Wzgórza Partyzantów. Może i z okien szkoły był taki widok? Do wnętrza szkoły nie wchodziłam....


Źródełko na Wzgórzu.


Widok od Źródełka ku fosie.


Odnowiona stacja PKP. W książce występuje ten budynek podczas remontu. Teraz jest piękny i nie-do-rozpoznania. Tu: strona frontowa, oczywiście.


Dworzec PKS, na tyłach PKP. Nic szczególnego....


Przystanek autobusu 125. Stąd odjeżdża Kura na początku opowieści, aby po chwili dostać mandat za jazdę bez biletu....


Widok z przystanku na dworzec PKP. Strona - oczywiście - tylna.



Ulica Hubska. Bardzo blisko domu Kury...


Coraz bliżej....

I oto on:


Na dowód, zbliżenie:


Potem zagłębiłam się w boczne uliczki, szukając kładki nad torami. Jednak fakt, że poruszałam się sama, zaś sugestywne określenia dzielnicy przez autorkę oraz to, co widziałam na własne oczy, spowodowały jakąś moją dziwną niechęć do dalszej eksploracji....Zawróciłam i ulicą Pułaskiego, dotarłam do Placu Wróblewskiego.


Po przejażdżce absolutnie przepiękną ulicą Traugutta, gdzie tak mnie zamroczyło od nadmiaru uroczych kamienic, że nie zrobiłam ANI JEDNEJ fotki ( ale wrócę tam, na pewno!), nieco okrężną drogą, w stosunku do tej, którą pokonywała Kura, dotarłam do Odry.
Poniżej zdjęcie z Kładki Zwierzynieckiej, widok na kolorowy mur Ogrodu Zoologicznego.


i na Odrę, w kierunku miasta. Gdzieś tu był usytuowany klub Kury.


Sama Kładka Zwierzyniecka prezentuje się tak:


A tu widok w przeciwną stronę. Gdzieś tu Maciek prowadzał Aresta:


Kładka nad Oławką. Tędy do Klubu chodziła Kura.


 A to już most nad Oławką. Może nie widać, ale jest bardzo paryski, z latarenkami i brukowaną jezdnią...


Tu lekki foch i skarga: pomimo tego, że wnikliwie obejrzałam sobie nabrzeże Odry, nie zlokalizowałam żadnego klubu wodniackiego. Owszem, jest hotel i jakiś klub nurkowy, ale nic poza tym. Za to ulica Na Grobli bardzo ładna. W ogóle świetna trasa do pokonania rowerem.

I z powrotem w mieście. Brama Oławska po przeciwnej stronie ulicy:



Kościół św. Wojciecha. Tuż za Galerią Dominikańską.


Bar Jacek i Agatka. Bardzo niepozorny. Na pewno Autorka ma jakieś wspomnienia z nim związane, skoro napomknęła o nim na kartach swej powieści.


Hala Targowa. Wstyd się przyznać, ale nie byłam w środku. Nadrobię to, niewątpliwie.


Widok od Hali Targowej na Most Piaskowy. Lubię jego czerwień. Szukałam w Odrze Krasnala Pracza, ale były same kaczki, krasnala ani śladu.


Most Tumski. Ten z kłódkami od zakochanych. Dalej jest Ostrów Tumski. Przeuroczy o każdej porze roku. Niestety, zaczęło się robić ciemno, a rowery miejskie nie mają oświetlenia. Postanowiłam tutaj zakończyć tę pierwszą wycieczkę śladami Kury.


I jeszcze raz widok na Halę Targową. Tym razem od Mostu Piaskowego.


Szkoła Kury z oddali.


Przejście Świdnickie.Widok ku ulicy Świdnickiej i Operze ( gdzieś tam jest....)


Przejście Świdnickie. Widok ku Rynkowi (uwielbiam Rynek).


Muzeum Miejskie. Nie dane mi było i tym razem skorzystać z jego zasobów. Ale ja jestem cierpliwa....poczekam....



Na koniec, zupełnie bez związku z "Herbatą z jaśminem"  - jeden z wrocławskich krasnali Kinoman Młodszy, tak się nazywa. Bo wrocławskie krasnale mają swoje imiona....o, tu można sobie o nich poczytać:
http://krasnale.pl/




I już absolutnie na samym końcu. Nie mogłam się powstrzymać. Mekka imprezowiczów.


Dla mnie - przedsionek piekła. Ostatnie miejsce na kuli ziemskiej, w którym bym się chciała znaleźć w piątkowy i sobotni wieczór. Trudno, widocznie urodziłam się stara, bo zawsze mnie takie miejsca mierziły, nie tylko po skończeniu trzydziestki ;)

Do Wrocławia niewątpliwie wrócę i odbędę jeszcze niejeden spacer śladami bohaterów "Herbaty z jaśminem". Może nawet uda mi się zwabić Autorkę w charakterze przewodniczki?

wtorek, 3 lipca 2012

Dzieje się...

1. Zakończenie szkół przez Potomki stało się faktem. Jest to nadal zakończenie pozorne - wszak po wakacjach znooowuuu do szkooołyyy.....Ale będą to inne szkoły, niewykluczone, że z opcją dojazdu komunikacją publiczną ( ku uciesze gawiedzi). Szkoły Potomki zakończyły nadspodziewanie dobrze. Nie zapowiadały tego ich tegoroczne osiągnięcia w miesiącach styczeń - maj. Dopiero pod koniec, kiedy już nauczyciele zawiesili swe długopisy nad rubryczką: "ocena na koniec roku", Potomki ochoczo (acz Gryzelda z niejakim ociąganiem...) ruszyły do poprawiania, czego się da. Starania zaowocowały czerwonymi paskami. Gburek, co prawda, otrzymał jedynie pasek wirtualny, ponieważ dzięki nieuprzejmości kilkorga nauczycieli (i nie będę tu wskazywać palcem, bo kto wie, jakich blog ma czytelników....), wystawiono mu - niesłusznie i niesprawiedliwie, zachowanie "dobre", które uniemożliwiło mu otrzymanie wyróżnienia. Nie będę tego dłużej komentować, ale była to największa krzywda i niesprawiedliwość, jaką widziałam w mojej karierze uczennicy i matki dwojga uczniów. Dlatego świadomie piszę, że jak dla mnie - Gburek otrzymał świadectwo z wyróżnieniem. Teraz oczekujemy na wyniki rekrutacji do gimnazjum i liceum. Do czwartku. Jeszcze dwa dni.


2. Dzięki posiadaniu Landka oraz odbyciu czerwcowej  wycieczki do Fromborka, poznałam bliżej środowisko związane z pewnym forum internetowym - miłośników marki Land Rover. Ociągałam się długo - Jonatan jeździł na zloty i akcje sam lub - ewentualnie - z Gburkiem. Obawiałam się, że spotkam miłośników nurzania się w błocie oraz ciągania po krzakach i wjeżdżania tam, gdzie - wydawałoby się - wjechać się nie da. Pozostał mi jednak uraz po zeszłorocznej wakacyjnej wyprawie....
Jednak bardzo mile zostałam zaskoczona - poznałam ciekawych ludzi, spędziłam  fajne dni i cudowne wieczory, z opowieściami, porównywaniem rozwiązań turystycznych w samochodach, śpiewami, dowcipami, z dzieleniem się posiłkami oraz w asyście WIELU samochodów, które uwielbiam. Nie tylko jeździliśmy w terenie - był też czas na zwiedzanie Fromborka (polecam!), spacery nad Zalewem Wiślanym, konsumowanie morskich ryb (mniam!) a nawet na obejrzenie meczu inaugurującego Euro 2012. Bardzo udany wyjazd, bardzo miłe Towarzystwo. Na pewno chcę to powtórzyć.
Kilka fotek.

Zlot en face....


...i panoramicznie....


...oraz od zaplecza....
(my - drudzy od lewej)


Okoliczności przyrody...



Nasz Landi na tle fromborskiego zamku...




3. Dzieje się u nas w domu i obejściu.
O, takie zdobycze afrykańskie sobie przyczepiliśmy na ścianie:


Nie spodziewałam się, że nasza sypialenka nabierze aż tak egzotycznego wyrazu od kawałka płótna na ścianie...A tu proszę - efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania.

Jest szansa, że jeszcze w te wakacje będzie wreszcie ładnie na podwórku, szczególnie z tyłu domu... Ale na razie: cicho - sza.

Póki co, mogę się pochwalić moim prywatnym, malutkim sukcesem - wreszcie - po ośmiu latach starań, zakwitła mi maciejka. I pachnie! Dokładnie tak, jak powinna pachnieć: wakacjami u mojej babci. Wzruszające....Szkoda, że wygląda tak niepozornie i na fotce nie robi wrażenia. Dla mnie jest to jednak największe zwycięstwo ogrodnicze w mojej ogrodniczej karierze.


Mam też na podwórku  inne sukcesy. Co prawda nie są one moje własne, ale pochwalić się zawsze można, nieprawdaż?






Niedźwiedziowaci i Wilczaści: bez zmian.






 (Niedźwiedziowata: dostojnie, Wilczasty: pierdołowato)


4. Dzieje się w zakresie planów wakacyjnych. Zmieniamy je co i rusz. Wiemy, że DOKĄDŚ wybywamy. Ale dokąd? W jakim składzie? Na jaki czas? Jakim środkiem transportu? Nic nie wiadomo, jest tyle świetnych miejsc do zobaczenia.....

A teraz udam się odkurzyć archiwa i może znajdę jakiś szkic, który doszczętnie nie stracił aktualności.....