z klimatem...

z klimatem...

niedziela, 31 lipca 2011

Powrót z kolonii

Po powrocie z kolonii i obozów, współczesna młodzież ochoczo rzuca się ku komputerom z internetem, aby....wyszukać na portalach społecznościowych swoich nowych kolegów i czym prędzej dodać ich do znajomych.....

wtorek, 26 lipca 2011

Przedostatni lipcowy weekend

Spędziłam intensywny, nadbałtycki weekend.
1. Spacer po Sopocie w dzień - uroczo
2. Spacer po Sopocie w sobotnią noc - koszmarna dyskoteka i procesje pijanych młodych ludzi (stara jestem i zgrzybiała, trudno)
3. Spacer po nocnej plaży w Sopocie - super!
4. Wycieczka tramwajem wodnym do Helu - tam foki (kocham je tak samo, jak jeże) i plaża (pływałam w morzu!) 
5. Spacer po gdańskiej Starówce
6. Flądra - obowiązkowo
7. Spacer na przystań rybacką w Gdyni, gdzie pracuje wyciągarka, wciągająca ryby na klif - podobno unikat odremontowany przez Unię E.
8. Najważniejsze odkrycie: plaża w Rewie. Coś niesamowitego! Gdyby nie nasz gdyński znajomy - M., nie wiedziałabym o jej istnieniu - taki półwysep helski w miniaturce - idealne miejsce, żeby dzieciom tłumaczyć, jak pracuje morze, żeby usypać wał z piasku: po jednej stronie cypla jest falujące morze, po drugiej - odcięta zatoczka - można iść spacerkiem z pół godziny i podziwiać - szczególnie malownicze podczas zachodu słońca. Do tego mnóstwo kamieni dla zbieraczy.
9. Dwa spotkania ze znajomymi, które okazały się spotkaniami z ich rodzicami: w sobotę gościliśmy u teściów kolegi, w niedzielę u rodziców. Obaj ojcowie są Ludźmi Morza, więc opowieściom nie było końca....Obie mamy są paniami domu, więc każda chciała nas zachwycić swoją kuchnią - i tak się stało (ważę chyba 100 kilo, to skutek uboczny). Najważniejsze jest to, że naprawdę nie zamierzaliśmy się im zwalać na głowę - chcieliśmy tylko gdzieś na mieście spotkać się z kolegą i jego żoną, oraz poznać ich Dziecię, narodzone 6 miesięcy temu. Ale zostaliśmy tak serdecznie zaproszeni na "małego grilla do rodziców", że nie mogliśmy odmówić.

Uwielbiam Bałtyk bardzo - bardzo. Śmiem twierdzić, że krajobrazowo morza Europy południowej nie mogą się równać z naszym - mało lazurowym, ale za to jakim klimatycznym - bajorkiem.

Aha! Na koniec "strzeliliśmy sobie" wycieczkę przez Olsztyn i Szczytno, żeby nie wracać nudną drogą przez Płońsk i Łomianki. No - cudnie tam jest! Lasy, jeziora, mgły nad łąkami - bardzo malownicza trasa. Taki przejazd przez skraj Mazur był dla mnie świetnym odpoczynkiem krajobrazowym. Przyrodoterapia?

sobota, 16 lipca 2011

Wolnoooość

Tak, tak: "wyjechali na wakacje..." - ale nie o to mi chodzi. Wolność poczułam w weekend, poprzedzający odesłanie Gburka na obóz. Wolność poczułam niespodziewanie i nagle - podczas przejażdżki rowerowej.
Pojechaliśmy sobie do Warszawy na nieśpieszny rekonesans po mieście: ja, Jonatan i Gburek. Wsadziliśmy rowery w pociąg Szybkiej Kolei Miejskiej (bezpłatnie!) i ruszyliśmy przed siebie - bez planu i bez celu. Z racji remontów na PKP, dojechaliśmy do stacji Warszawa Wschodnia. I dobrze! Co się będziemy po Centrum pałętać?
Pojechaliśmy skrajem Parku Skaryszewskiego, na ul. Francuską - tam zjedliśmy smaczne dania w restauracji tureckiej. Potem wróciliśmy nad Wisłę - obok Stadionu Narodowego dojechaliśmy do Mostu Świętokrzyskiego - przejechaliśmy na drugą stronę rzeki. W tym miejscu właśnie poczułam tytułową wolność: nic nie muszę, nigdzie się nie śpieszę, mogę pojechać w lewo lub w prawo, mogę wrócić do domu zaraz lub za pięć godzin, mogę wsiąść w pociąg i pojechać nad morze, w góry - gdziekolwiek mi się zamarzy. Mogę zjeść tu, albo tam, mogę odpocząć, mogę jechać ciągle - co tylko wymyślę. Nie wiem, skąd to nagłe poczucie oswobodzenia - w sumie nigdy nie byłam jakoś specjalnie przygwożdżona stacjonarnymi obowiązkami....Może chodzi o to, że Potomki są teraz Młodzieżą i łatwiej z nimi (lub bez nich) zrobić cokolwiek, aniżeli wtedy, kiedy były dziećmi?
Pojeździliśmy brzegiem Wisły - obejrzeliśmy Centrum Nauki "Kopernik" - no, no, no - zarówno obiekt, jak i otoczenie - poziom europejski. Nawet powietrze do roweru można kupić za godziwą cenę (napompowanie - 5 zł). Z tym kosztownym powietrzem to trochę złośliwy żart, bo - oprócz tego zgrzytu -  atmosfera wokół Mostu Świętokrzyskiego bardzo nam się spodobała.
Pojechaliśmy wokół Cytadeli (bo nigdy nie byłam), potem na plac Wilsona (dostałam kwiatki od Chłopaków, do rowerowego koszyka), stamtąd na Nowe i Stare Miasto (ależ tłum!) i Traktem Królewskim oraz Mostem Poniatowskiego - znów na Francuską - tym razem na deser. Jedząc lody, niemal jednocześnie wpadliśmy z Jonatanem na pomysł (ku rozpaczy Gburka), żeby nie wracać do pociągu, tylko próbować dojechać rowerami do samego domu. Udało się! Podróż trwała ponad godzinę, ale naprawdę było warto.
Cała wycieczka: 6-7 godzin.
Bez planu, bez wysiłku, za to z jaką przyjemnością. Powtórka gwarantowana.

czwartek, 14 lipca 2011

Ogródkowo

Pada deszcz. Klimat mamy taki bardziej tropikalny, ostatnimi czasy.
W związku z tym - jak przypuszczam - bo z czymże innym? - ma związek wybujałość roślinności u mnie w ogródku.
Mam już zapas zielonego groszku: zupa była pyszna, zostało jeszcze na jedną - albo na sos z serem pleśniowym (mniam, mniam).
Rośnie dynia (i to niejedna!) - już wlazła na mirabelkę, nie wiem, co będzie dalej...
Trawa została wreszcie skoszona, bo kto wie, jakie zwierzęta mogłyby się w niej ukryć? Niedźwiadki? Małe nosorożce? Pawiany?
O bujnym kwieciu wspomnę tylko po cichutku.

Najbardziej jednak zadziwiły mnie dwie rośliny, które skazałam już na wymarcie: bożonarodzeniowy świerczek oraz przesadzona - mało umiejętnie - leszczyna. Obydwa krzaczki wypuściły nowe pędy.
Jest tak wilgotno, że mam wrażenie, że byle suchy patyk, wsadzony w ziemię, gotów obsypać się liściem.

Czyli: nie w ziemi naszej jałowej problem, a w braku wilgoci.
Pogoda może mało wakacyjna, ale za to jakie zbiory....

czwartek, 7 lipca 2011

Krótka relacja

1. Zdałam biochemię. Przy nieocenionej pomocy Koleżanki, która wcisnęła mi wiedzę do głowy - kawałek po kawałku. Bardzo skutecznie. Publicznie dziękuję i kłaniam się nisko.

2. Zakończyliśmy Rok Szkolny. Przedostatni gimnazjalny - w przypadku Gburka, przedostatni - podstawówkowy - w przypadku Gryzeldy. Posypały się pochwały i wyróżnienia, nie można powiedzieć: serce rodzicielskie rośnie...

3. Wyjechaliśmy i wróciliśmy  - było tak ekscytująco, że aż postanowiłam założyć osobnego bloga podróżniczego.

4. A teraz powinnam się skupić w sobie i zająć się pisaniem pracy magisterskiej oraz ODCHUDZANIEM (samej siebie - oraz równie wypasionej - Buravej).