Musiałam ochłonąć, żeby napisać tę relację. Czuję, że już mogę.
Gryzelda zaprzyjaźniła się ze szkolną Panią Bibliotekarką. Wcale mnie to nie dziwi, skoro czyta z prędkością samolotu ponaddźwiękowego....
Pani Bibliotekarka wynalazła jakiś konkurs literacki, gdzie Młodzi Literaci prezentują swoją twórczość kolegom - również Młodym Literatom. Potem okazało się, że konkurs swoją drogą, ale czasem odbywają się - już poza formułą konkursową - wieczorki literackie, na których młodsza młodzież odczytuje rówieśnikom próbki swojej twórczości. Bez napięcia, przy świecach i słodyczach, uczniowie prezentują wiersze, opowiadania czy fragmenty książek - bez poddawania ich ocenie, tylko w celu oswojenia się z publicznością (wyłącznie życzliwą, w tym wypadku).
Pani Bibliotekarka pojechać w wyznaczonym terminie nie mogła, zapytała więc, czy nie mogłabym wybrać się tam z Dziewczęciem - a to nie byle jaka wyprawa - AŻ do Warszawy! Przemyślałam sprawę, zachodząc w głowę, co też za twórczość Gryzelda zaprezentuje.....i pojechałyśmy - zupełnie nie wiedząc, czego się spodziewać. Nie wnikałam zbyt natarczywie, co tam Młoda Literatka natworzyła, wiedziałam o kilku wierszach sprzed dwóch lat (a więc z zamierzchłych czasów, kiedy nie była jeszcze nastolatką...), wiedziałam, że coś bazgrze w rozlicznych zeszytach, ale - oprócz wspomnianych wierszy - nie byłam uświadomiona co do napisania przez nią jakiejś składnej całości. W drodze na wieczorek, coś zawzięcie kreśliła i poprawiała w mikroskopijnym zeszyciku. Coraz mizerniej widziałam perspektywę jej występu - szczególnie, że "Wieczorek Literacki" kojarzył mi się z całkiem już zaprawionymi w występach - choć młodymi wiekiem - pisarzami. Ba! Sama cośtam skrobałam od wczesnego dziecięctwa, wiedziałam więc, czego można spodziewać się po uzdolnionych nastolatkach ze stołecznych szkół.
Przywitała nas serdecznie zaprzyjaźniona z Naszą Panią Bibliotekarką, Warszawska Pani Bibliotekarka(WPB):
"O! Wy pewnie z Otwocka?"
Nerwowo pomyślałam: "Matko, czy słoma nam z butów wystaje? a może ubłocone-śmy przybyły? Jak to prowincję od razu widać po twarzach nawet...."
WPB nie dała mi się długo zasępiać: "No, częstujcie się - ciasteczka, cukiereczki, może herbaty, soku - przecież wy Z DROGI DALEKIEJ, pewnie zmęczone...."
No tak, no tak, typowe dla warszawiaków: "gdzie ten Otwock, pani droga - pewnie koniem trza jechać ze trzy dni....moja prababka cioteczna tam na letnisko jeździła przed wojną, to była wyprawa...."
W sali "poczęstunkowej" stały stoły z mnóstwem słodyczy - nie dziwiło mnie to - myślałam, że spotkanie jest pomyślane na jakieś 20-30 osób. Tak też i było, jednak zimowe warunki oraz koniec semestru spowodowały, że dotarła tylko jeszcze jedna "ekipa" - Pani Polonistka(PP) i jej trzy uczennice, lat 11. Na spotkaniu były też Nieco Starsze Literatki, lat 22 - zaprzyjaźnione - podobnie jak PP z WPB. Nieco Starsze Literatki, na wieść, że przybyłyśmy z dalekiego Otwocka, zaczęły umiejscawiać go na mapie, przy czym Jedna z Nich nie kryła, że gubi się nawet w Centrum Warszawy, więc nie będzie zawracać sobie głowy położeniem jakiejś nic nieznaczącej mieściny, Druga z Nich wypaliła: "ja wiem, wiem - jeżdżę tam na grzyby! to na północy gdzieś...." Tak, dziewczęta, w okolicach Sztokholmu....
Rozpoczęło się odczytywanie Twórczości, przerywane - co i rusz - zachętami WPB - "no częstujcie się, częstujcie - ciasteczko, cukiereczka - nie trzeba się wstydzić".
Po kilku "ciasteczkach-cukiereczkach" czułam się jak przejedzony wieloryb, jednak kiedy tylko WPB zauważała, że ktoś nie rusza buzią, natychmiast przystępowała do ataku. W pewnym momencie nawet słodyczolubna Gryzelda się poddała i chciała uciekać....
Przegląd twórczości trzech warszawskich piątoklasistek wprawił mnie w osłupienie. Nie, nie mam nic do zarzucenia - pracki były pomysłowe, na swój sposób dowcipne, jedna wręcz ładna w sensie plastycznym, ale....takie infantylne, że aż strach. Kiedy czytam moje pamiętniki z tego okresu, zgrzytam zębami i za każdym razem rwę się, żeby rzucić je na pożarcie ogniowi, ale mój poziom postrzegania świata w wieku Młodych Literatek, był o jakieś 5 lat w górę. I takiż jest poziom Gryzeldy. Mam wrażenie, że Panienki po powrocie z Wieczorku, pójdą czesać swoje Kucyki Pony. A Gryzelda w drodze powrotnej śpiewała ze mną piosenki Kultu z najnowszej płyty. Ot, różnica.
Gryzelda - wobec zaistniałej sytuacji - zrezygnowała z odczytania swojego opowiadania, obawiając się, że nie zostanie zrozumiana. Odczytała wiersz - moim zdaniem - mimo tego, że napisany dwa lata temu, dużo dojrzalszy, niż opowiadanka Koleżanek Literatek.
A potem nastał czas Starszych Literatek. Zbyt długi czas....szczególnie, że młodsze słuchaczki, biorąc pod uwagę to, co same stworzyły, nie zrozumiały ni słowa z twórczości starszych. Pierwsza z Nich - już nagrodzona w Konkursach - zaprezentowała fragmenty dwóch prac - i tu chylę czoła - naprawdę świetne, ekspresyjnie odczytane - fantastyczne. Chciałabym je przeczytać w całości. Nawet wybaczyłam geograficzną dezorientację. Druga z Nich - Pani Pomyłka. Dwudziestokilkuletnia pannica, która pisze coś tak wtórnego, że uczeń gimnazjum powinien się wstydzić - fantasy to nie mój żywioł, ale krótki fragment opowiadanka, w tej niewielkiej części, którą zrozumiałam, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, był kompilacją tych książek, które przeczytałam. A dlaczego nie zrozumiałam? Bowiem Dziewczę miało tak poważną wadę wymowy, że nie powinno w ogóle podejmować próby czytania czegokolwiek bez wcześniejszej terapii logopedycznej. Trwało to czytanie i trwało...nikt nic nie rozumiał, słychać było połowę (szept), dzieci się nudziły, WPB co chwilę podsuwała komuś "ciasteczko-cukiereczka", zaburzając dodatkowo ciszę i utrudniając - tam utrudniając! - UNIEMOŻLIWIAJĄC skupienie się na czytaniu z ust szepcząco-sepleniacej nimfy. Byłam bliska wypalenia niezbyt grzecznie: "Pani Droga! Jak się będziemy tak pasły słodyczami, to za lat parę będziemy wszystkie wyglądać jak pani lub pani koleżanka" - obydwie panie były bowiem słusznej postury. Kultura jednak we mnie jest głęboko zakorzeniona, zdzierżyłam.
W pewnym momencie rozpoczęła się dyskusja o lekturach, ulubionych książkach. I w tym momencie straciłam wiarę w człowieka. WPB oraz PP miałam za kobiety z pasją, które kosztem własnego czasu organizują coś dla dzieci, żeby im pokazać, jak wygląda wyższa kultura, że nie wszystko kończy się na śmieciowej literaturze, że są też wartościowe lektury, ba! można samemu stworzyć taką wartościową prozę - i nie trzeba być do tego dorosłym. Tego się spodziewałam.
Podczas dyskusji o "Zmierzchu", PP westchnęła głęboko i wygłosiła: "no ja to w końcu musiałam przeczytać...bo te uczennice do mnie przychodzą i opowiadają - no musiałam. No wszystko fajnie, tylko tak mnie to strasznie denerwuje...."
Tu wstrzymałam oddech, gotowa rzucić się na szyję PP, że ZAUWAŻYŁA, że NIE PODDAŁA się ślepemu uwielbieniu - no ale czegóż się mogłam spodziewać innego - w końcu POLONISTKA - od początku wyglądała mi na osobę surową i wymagającą, taką "łowczynię talentów" i "prześmiewczynię miernoty".
"....tak mnie strasznie denerwuje ta dziewucha! Dlaczego ona chce tego Edwarda a nie Jacoba???" - dokończyła PP.
Upadłam na duchu. Nie będzie dobrze, skoro takie są nauczycielki, prowadzące młodzież.....
Uciekłam stamtąd z Gryzeldą jak najszybciej mogłyśmy...Nigdy więcej Wieczorków Literackich, niech sobie talent Gryzeldy dojrzewa w domowym zaciszu, nawet, jeśli nigdy nikt miałby go nie odkryć. Strzeż nas Panie od zaangażowanych społecznie polonistek i bibliotekarek....Trudno - niech będzie, że sięnie znam i nie doceniam.
"Strażnik jeziora" Michał Zgajewski
1 dzień temu