W pewien kwietniowy dzień, udałam się z Gryzeldą do Naszej Znajomej, która pracuje w sklepie z zabawkami. Ja oddałam się rozmowie, za to Gryzelda - jak zwykle - przeszukiwała półki, tropiąc zabawkowe nowinki "dla starszych dzieci" (jak się określiła). I wypatrzyła! Kolekcję jednej ze znanych firm gadżeciarskich z JEŻAMI. Czegożtam nie było! Pluszaki duże i małe, breloczki, piórniki, etui na telefon. Jeże kocham miłością straszną - nie jestem w stanie oprzeć się ich urokowi. A że akurat poszukiwałam jakiejś zawieszki do kluczy, wyszłam ze sklepu z małym jeżem. Gryzelda natomiast miała nadwyżki w skarbonce(co się prawie nie zdarza), wyszła więc ze sklepu z pluszowym jeżem dość sporyych rozmiarów. Obydwa zwierzaki potrafią zwijać się w kulkę. Są cudne.
Nie zdawałyśmy sobie jednak sprawy, że swoim postępkiem uruchomiłyśmy istną lawinę jeży.
Następnego ranka psy zachowywały się bardzo niespokojnie - na pozór - bez przyczyny. Obeszłam dom dookoła i na tyłach znalazłam....pobojowisko. Jakby ktoś przez noc zrobił sobie poligon - z okopami, lejami po bombach i innymi budowlami ziemnymi. Po drugiej stronie domu zastałam Buravą, która COŚ toczyła po ziemi. COŚ było utytłane w piasku i nerwowo dyszało. Szczęśliwie Burava zna powiedzonka, więc zabierała się do "COSIA" jak pies do jeża - czyli ostrożnie. Wilczasy ma w psim nosie wszelkie zasady - niegdyś został przecież przyłapany na noszeniu jeża w pysku. Odebrałam zwierzętom domowym małego wędrowniczka i zamknęłam w domu, w pudełku, żeby sobie odpoczął po nerwowej nocy. Sama udałam się z Gryzeldą do Stolicy. Plan miałyśmy dość napięty: lekarz, wykład i fryzjer.
Jonatan, przebywający natenczas w delegacji, dowiedziawszy się, że zamknęłam jeża w domu, popadł w przerażenie. Wielowymiarowe.
- że psy DOWIEDZĄ się, że jeż jest w domu i zjedzą drzwi
- że jeż pogryzie buty
- że jeż przegryzie kable
- że jeż opluje nam dom bakteriami a nawet pasożytami
Jakkolwiek absurdalnie brzmiałyby te przypuszczenia i czarne wizje, nie były pozbawione dozy prawdopodobieństwa. Rozważałam powrót w podskokach i rezygnację z rozlicznych zaplanowanych zajęć. Gdybyż chociaż pół jonatanowego przypuszczenia się ziściło, zostałabym pożarta żywcem. Robiąc sobie wyrzuty nieziemskie - jaka to jestem nieodpowiedzialna i jeżowo stuknięta - zadzwoniłam do sąsiadki, która (sama będąc w pracy), zadzwoniła do niani swojego dziecka - z prośbą o zerknięcia na nasze podwórko i sprawdzenie, czy psy nie obgryzają drzwi - bo to mnie najbardziej trapiło. Niania dziecka sąsiadki oddzwoniła do sąsiadki a sąsiadka do mnie - z informacją - że nie, psy nie obgryzają drzwi. Nieco się uspokoiłam.
W gabinecie u pani doktor zaatakowały nas kolejne trzy jeże: jeden pluszowy, drugi na pieczątce, trzeci na naklejce.
Kolejny jeż napadł na nas podczas wykładu - był postacią edukującą dzieci, jak oszczędzać energię.
Za to u fryzjera to my zaatakowałyśmy jeżem: Gryzelda wyjęła swojego pluszaka, żeby zademonstrować, jak fajnie się zwija w kulkę. Pan fryzjer - zaskoczony - krzyknął i podskoczył: "ojej! pomyślałem przez chwilę, że to ten prawdziwy!" Prawdziwy? z futrem? panie fryzjerze.....prawdziwe jeże mają prawdziwe kolce!
Wracałyśmy do domu dłuuuugo (chyba wszyscy postanowili akurat jechać w tą samą stronę, co my....), ale humory nam dopisywały - jeże i inne zwierzęta pojawiały się w naszych żartach i pogadankach aż do samego domu.
Jeża zastałyśmy w dobrej formie - siedział grzecznie w pudełku i czekał na nas. Niczego nie zjadł, nie pogryzł ani nie pluł groźnymi zarazkami. Zapakowałyśmy zwierzaka do samochodu i zawiozłyśmy do lasu. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zostawić go jednak w pobliżu (a może to matka karmiąca?), ale uznałam, że w lesie będzie bezpieczniejszy - tutaj albo znowu wlezie na czyjeś podwórko, albo wpadnie pod samochód. A tak - użyje sobie jeżysko wolności i przestrzeni.
Na końcu jeszcze historyjka o jeżu: gościliśmy niedawno jonatanowego siostrzeńca, lat 4. Akurat był Dzień Ziemi, więc wybraliśmy się na Pola Mokotowskie. W jednym ze stoisk Parków Narodowych, stał sobie wypchany jeż. "O, JEŻOZWIERZ!" - zakrzyknął ucieszony czterolatek. Idziemy z postępem - jakiś czas temu dzieci w szkole rysowały fioletowe krowy a przedszkolaki oburzały się, że kucyki w stadninie nie mają różowych warkoczy. Teraz - bardziej znanym zwierzakiem jest jeżozwież, niż poczciwy, nasz rodzimy jeż.