z klimatem...

z klimatem...

sobota, 27 października 2012

Czas herbaty

Minął tydzień i nadeszła zima.
Pewnie bym SAMODZIELNIE tego nie zauważyła, ale wystarczyło wejście na facebooka, gdzie tysiące ludzi, na różne sposoby informowało o tym, że spadł pierwszy śnieg.
Myślę sobie, że ten powszechny amok i przerażenie śniegiem - w zasadzie zjawiskiem normalnym o tej porze roku, w tej szerokości geograficznej - było spowodowane, akurat w rym roku, nagłym przeskokiem od cieplutkiej, złotej jesieni, do śnieżnej i wilgotnej zimy.
Faktycznie, zrobiło się zimno. Chwilowo pożegnałam się z rowerowymi wypadami po zakupy oraz z...kawą.

Nastał czas herbaty, bowiem kiedy marznę, pijam ją litrami. Ma być mocna, gorzka i gorąca. Żadnych dodatków cytrynowo-imbirowo-sokowo-cynamonowych. Prosta, czarna herbata.

środa, 24 października 2012

Dwie fotki




Zagadka:
 







ile lat dzieli te dwa obrazki?

Najśmieszniejsze jest to, że człowiek-obiekt dziwny jest, skoro po TYLU latach nadal staje do zdjęcia w równie głupkowatej pozie.




niedziela, 21 października 2012

Coraz głębiej w jesień....

Nie chce się używać słów, kiedy mgły zasnuwają świat....Człowiek ma ochotę tylko spoglądać zza szyby, ciesząc się domowym ciepłem i bezpieczeństwem. Czasami jednak opłaca się wychylić czubek nosa, poza granice domowych pieleszy. Można wtedy odnaleźć Skarby Przyrody.
Otwock Wielki.




















A gdyby tak zadbać o ten park....tak troszeczkę....odrobinę...Pięknie byłoby w każdym zakątku. Chociaż i tak jest urokliwie, nieprawdaż?

środa, 17 października 2012

Bałagan w linkach

Słuchajcie, jakimś sposobem złym, skasowały mi się wszystkie odnośniki do ulubionych blogów, które miałam w zakładkach.
Czy mogę mieć prośbę - jeśli czyta to Autor/Autorka bloga, do którego link widniał u mnie, proszę o napisanie mi adresu (w komentarzu lub mailu) - postaram się uzupełnić.
Zupełnie nie wiem, jakim sposobem to się wydarzyło....Pewnie drogi do niektórych blogów nie będzie mi dane odnaleźć....szkoda.....

wtorek, 16 października 2012

Nowy Pokój

Kolejnym plusem, wynikającym z posiadania dodatkowego pokoju, do którego wyprowadził się z salonu telewizor wraz z osprzętem, jest fakt, że wreszcie słychać, jak deszcz bębni o dach. Bardzo mi tego brakowało wcześniej, ponieważ Potomki mają swoje pokoje pomiędzy naszą przestrzenią życiową na parterze, a dachem - do tej pory to wyłącznie one były uprzywilejowane w zakresie możliwości słuchania akustycznej działalności deszczu.
A teraz i na dole mamy przyrodniczy pokój odsłuchowy. I dobrze!

(uprzejmie zwracam uwagę na zdobniki na szafce podtelewizyjnej - bardzo je lubię)

Natomiast w starej części "wielofunkcyjnej, oprócz zwiększonej przestrzeni życiowej, zyskaliśmy miejsce dla naszego ulubionego zegara:


a ja - osobiście - zyskałam swój kącik czytelniczy:


Teraz muszę jedynie przejść kilkuetapowy kurs obsługi pilotów RTV, kończący się arcytrudnym egzaminem, polegającym  na prawidłowym włączeniu konsoli X-Box (jak do tej pory - dwukrotnie oblałam). Póki nie zdam egzaminu, moim miejscem będzie raczej fotel pod lampą, niż kanapa w nowym pokoju...
Na szczęście do słuchania ulewy nie potrzebuję pilota.



poniedziałek, 15 października 2012

Taki sobie...SKOK

Przeżywałam, jak większość ludzi podpiętych do telewizorów i internetu, skok z nieba, wykonany wczoraj przez niejakiego Felixa Baumgartnera. Przeżywam do dziś, choć pomysł wariacki, z pozoru - nikomu niepotrzebny, kosztowny, ryzykowny i - zdawać by się mogło - w ogóle bezsensowny. Po co ryzykować, jeśli można leżeć na kanapie? Po co wydawać kasę, jeśli można ją spożytkować na szczytne cele? Po co narażać bliskich na nerwy? Po co? Po co? Po co?
A ja lubię ludzi z pasją, którzy swoje szalone pomysły realizują, pomimo przeciwności wszelakich.
Dlatego, nie mogąc śledzić relacji na żywo, co i rusz włączałam internet w komórce, chociaż byłam w miejscu i w warunkach nie do końca sprzyjających śledzeniu postępów Człowieka-bez-Lęku-Wysokości.
Może dlatego od początku zafascynowana byłam tym projektem, że mnie osobiście przeraża wjazd na górę karuzeli typu "Diabelski Młyn"? A już pomysł wyskakiwania z niej (np. z powodu awarii), to najkoszmarniejszy z moich koszmarów. Mogą to potwierdzić moi bliscy, którzy mieli okazję obcować ze mną podczas niejednej przejażdżki Diabelskim Młynem.
Widziałam kiedyś, jak kobieta skoczyła z mostu na bungee. Niespełna 60 metrów. Spojrzałam za nią w dół. Zakręciło mi się w głowie. Nigdy - przenigdy bym tego nie zrobiła.
Na samą myśl o wyleceniu na 40 ki-lo-met-rów w górę, samotnie, robi mi się słabo.
Myśl o tym, że jedyna droga do domu, to wyskoczenie - na łeb, na szyję - to jest dla mnie poza wszelkim wyobrażeniem.

Zdaję sobie sprawę, że bohaterski Felix-bez-Lęku-Wysokości nie myśli tak, jak Jasmeen-Tchórzliwa, może za to boi się psów? albo ma inne fobie? Może po nocach, w charakterze koszmaru, śni mu się ruszanie w podróż, bez uprzedniego szczegółowego zaplanowania? Albo przygotowywanie świątecznych potraw na Wigilię? Albo odpowiadanie na trudne pytania przedszkolaków? Albo reagowanie na nastolatkowe bunty?

Najbardziej podobało mi się to, że tylu ludzi dobrze życzyło obcemu człowiekowi, przez tych parę godzin. Patrzyliśmy w ekrany, nie mogąc się od nich oderwać, i myśleliśmy ciepło: "niech mu się uda! niech mu się uda!" To wspaniałe. Jakby tylu ludzi kibicowało sobie wzajemnie na co dzień, zamiast zazdrościć i podkładać świnie, świat byłby piękniejszy.

poniedziałek, 1 października 2012

Pieczątkowisko studenckie

11.01.2012
Obrona pracy magisterskiej i otrzymanie magicznej, Bardzo Ważnej Kartki - OBIEGÓWKI.
W dobie powszechnej komputeryzacji, sieci wewnętrznych, internetu i innych wynalazków, wydawało mi się, że zebranie potwierdzeń o niezaleganiu z wypożyczonymi książkami, będzie trwało chwilę. O ja naiwna....

Mapka sytuacyjna, żeby nie-warszawiacy nie musieli się domyślać trasy mej wędrówki:



16.01. 2012
 Uniwersyteckie Centrum Badań nad Środowiskiem, kampus Ochota, ul. Żwirki i Wigury 93 (1), misja zakończona sukcesem.
 Biblioteka Wydz. Geologii, kampus Ochota, ul. Żwirki i Wigury 93 (2), misja zakończona sukcesem.
 Biblioteka Wydz. Biologii, kampus Ochota, ul. Miecznikowa 1 (3), misja zakończona poczwórnym (!) sukcesem: dostaję tu aż cztery pieczątki, w tym jedną z biblioteki dość odległej (al.Ujazdowskie) - niech żyje komputeryzacja!
Zachęcona łatwością, z jaką przychodzi mi zdobycie pierwszych sześciu pieczątek, postanawiam resztę zostawić sobie na następny raz. Ha, ha, oraz HA - "RAZ", naprawdę myślałam, że będzie to raz....

5.03.2012
 Biblioteka Wydz. Geografii, kartografia, kampus główny UW, ul. Krakowskie Przedmieście 30 (4), misja zakończona sukcesem.
Porażki:
-  Biblioteka Wydz. Geografii, wypożyczalnia, kampus główny UW, ul. Krakowskie Przedmieście 30(5)(czynna do 14.00, 15 minut spóźnienia...)
- profesor (nieobecny), kampus główny UW, ul. Krakowskie Przedmieście 30(6)
- tajemnicza rubryczka pt. "wydział, na którym wykonywano pracę" - wydział geografii? czy może zakład klimatologii?, kampus główny UW, ul. Krakowskie Przedmieście 30, profesor władny podjąć decyzję - nieobecny (7)
- Biblioteka Wydz. Prawa (8), kampus główny UW (ktoś wie, gdzie jest Krakowskie Przedmieście 26/28? moja nawigacja nie wie...)

19.04. 2012
 Rajd biblioteczny. Pieszo, autobusem i tramwajem.

Biblioteka Wydz. Geografii, wypożyczalnia, kampus główny UW, ul. Krakowskie Przedmieście 30(5) - misja zakończona sukcesem.
Profesora brak (kampus główny UW, ul. Krakowskie Przedmieście 30) - dwie pieczątki do tyłu (profesorska(6) i wydziałowa(7), niezależnie od tego, czy geograficzna, czy klimatologiczna ) 
Biblioteka Wydziału Prawa (kampus główny UW, ul.Krakowskie Przedmieście 26/28), odnaleziona starodawną metodą: "koniec języka za przewodnika" - i bardzo dobra to metoda, sama bym nie wpadła na to, że biblioteka taka znajduje się tu, gdzie mi ją wskazano - dzięki temu misja nr 8 - zakończona sukcesem.
Zachęcona powodzeniem przedsięwzięcia, udaję się spacerkiem w kierunku pobliskiego (no, powiedzmy...) gmaszyska BUW (ul. Dobra 56/66). Przechodzę szczęśliwie przez zasieki groźnych panów ochroniarzy (nie z plecakiem, nie w kurtce, nie z parasolką), po to tylko, zeby dowiedzieć się, że oni w SYSTEMIE mają odnotowane, że nie rozliczyłam się jeszcze z innymi bibliotekami. A SYSTEM nie kłamie, zaś rozliczenie z BUW jest ostatnim punktem programu, taką wisienką na torcie. Jeszcze nań nie zasługuję.
(ciśnie się pytanie, że skoro widzą w SYSTEMIE wszystkie inne biblioteki, to dlaczego nie są w stanie biednego studenta rozliczyć w jednym miejscu?). Misja nr 9 zakończona więc niepowodzeniem.
Niezrażona, postanawiam żwawym kurcgalopkiem ruszyć ku Starówce, żeby "zaliczyć" punkt programu nr 10:
Bibliotekę Wydziału Nauk Ekonomicznych (Długa 44/50) - misja kończy się sukcesem, acz okupiona jest bólem nóg, gdyż "kawałeczek" od ulicy Dobrej do ulicy Długiej nie jest "na żywo" taki króciutki, jak miałam to w pamięci....
Rzutem na taśmę, w drodze powrotnej, uderzam do punktu nr 11:
Biblioteki Instytutu Fizyki Doświadczalnej (Hoża 69). Wszystko byłoby w idealnym porządku, gdyby znów wyobraźnia nie spłatała mi figla: jakimś sposobem ubzdurało mi się, że od przystanku Metro Politechnika do ul. Hożej 69 jest doprawdy bliziutko. Mimo powodzenia misji nr 11, padam z nóg.


26.04.2012
Udane polowanie na Pana Profesora skutkuje uzyskaniem dwóch cennych pieczątek. Obydwie w jednej lokalizacji: kampus główny UW, ul. Krakowskie Przedmieście 30
Pieczątka Profesorska, oznaczona nr 6
Pieczątka Wydziałowa, oznaczona nr 7 (jednak geografia, acz nie do końca wiadomo, czy decyzja jest właściwa, okaże się przy odczytywaniu obiegówki).

10.05.2012
Misja - Kampus Ochota.

Wydział Fizyki, ul.Pasteura 7,  Pierwsza Pracownia Fizyczna ( pieczątka nr 12) - niestety, biblioteka czynna jest od godziny 14, brakuje 15 minut...oddalam się więc do następnej misji:
Biblioteka Wydziału Matematyki, ul. Banacha 2, (pieczątka nr 13) - misja zakończona sukcesem.
Powrót na Wydział Fizyki, postój przed nadal nieczynną biblioteką (a jest już godzina czternasta minut piętnaście, Drodzy Państwo, miałam nieco lepsze zdanie o naukowcach...)
Stałabym tam do dziś pewnie, gdyby miła pani z pokoju obok nie zainteresowała się moją milczącą okupacją. Biblioteka bowiem  nieczynna jest z powodu choroby pani bibliotekarki, ktoś zapomniał wywiesić stosownej karteczki z informacją. Nieszczęśliwie sekretariat (a może kwestię pieczątki mógłby załatwić sekretariat?) również jest w tym czasie nieczynny, wyposażona w numer telefonu, celem zasięgania informacji o otwarciu biblioteki bez konieczności osobistego stawiennictwa, ruszam ku kolejnej misji, którą jest:
Biblioteka Wydziału Chemii, ul. Pasteura 1 - bez najmniejszych problemów zdobywam tu pieczątkę nr 14.
Korzystając z pięknej pogody oraz nadmiaru wolnego czasu, postanawiam jeszcze udać się do najbardziej wyeksploatowanej przeze mnie biblioteki:
 Centralnej Biblioteki Geografii i Ochrony Środowiska IGiPZ PAN, Twarda 51/55, gdzie zdobywam pieczątkę nr 15.

17.05.2012
Walka o pieczątkę nr 12.
Poinformowawszy się telefonicznie, że  biblioteka Wydz. Fizyki przy ul. Pasteura nadal pozostaje nieczynna, po konsultacji z Panią Sekretarką Wydz. Fizyki i wyłuszczeniu mojego problemu (nie, nie chcę wypożyczać żadnych pozycji, chcę tylko pieczątkę, sztuk 1), zostaję skierowana do Biblioteki Wydziału Fizyki Doświadczalnej - może tam uda mi się zdobyć cenny stempelek?
Jadę na ulicę Hożą 69. Byłam tu już, nieprawdaż?
Odnajduję filię biblioteki z ul.Pasteura (bo to nie ta biblioteka, w której już uzyskałam pieczątkę nr 11, to nawet zupełnie inny budynek!), odnajduję Panią Bibliotekarkę, która wysłuchuje mnie cierpliwie, wykonuje telefon na Pasteura, upewniając się, czy może podstemplować mi cokolwiek w imieniu tamtejszej biblioteki, odnajduje pieczątkę, która się zapodziała, szuka właściwej rubryczki w mojej obiegówce....
i....
....
"nie, nie, nie, ja nie mogę tego podstemplować...bo to nie o bibliotekę chodzi, tylko o PRACOWNIĘ, gdzie ma pani napisane, że Biblioteka?"
"no....wszędzie...." - mówię niepewnie.
Zerknąwszy na obiegówkę, stwierdzam, że owszem, wszędzie chodzi o biblioteki, z tym jedynym wyjątkiem: tu chodzi o pieczątkę PRACOWNI. Zabawne....
Efekt jest taki, że biblioteka, oczywiście,  przypieczętować nie może w imieniu Pracowni, Pracownia jest nieczynna, a do tego mieści się na Pasteura, ja czasu nie mam w dniu dzisiejszym.
Misja nr 12 znów zakończona niepowodzeniem.

24.05.2012
Misja nr 12 - ostateczne rozwiązanie.
Udaję się bezpośrednie na ul.Pasteura7. Zmierzam ku Pracowni nr 1, mijając z podniesioną głową wciąż nieczynną bibliotekę.
Pani zarządzająca cenną pieczątką, dowiedziawszy się, w którym Roku Pańskim brałam udział w zajęciach tejże pracowni, skarży się na współczesnych studentów i chwali z rozrzewnieniem stare, dobre roczniki.
Misja nr 12 wreszcie zakończona sukcesem.

29.05.2012
Szczęśliwe zakończenie.
Dobra 56/66
BUW
Koniec Tułaczki.
Magiczna pieczątka nr 9, podsumowująca akcję, zostaje zdobyta.

Oto owoc i dowód mojej przygody:



żebym teraz tylko nie zgubiła tej cennej pamiątki...

1.10.2012
Przeczekałam wakacje, zaglądając co i rusz do teczki z Ważnym Dokumentem. Czaję się na Sekretariat MSOŚ, żeby w najbliższych dniach odebrać Dyplom.