A ja lubię ludzi z pasją, którzy swoje szalone pomysły realizują, pomimo przeciwności wszelakich.
Dlatego, nie mogąc śledzić relacji na żywo, co i rusz włączałam internet w komórce, chociaż byłam w miejscu i w warunkach nie do końca sprzyjających śledzeniu postępów Człowieka-bez-Lęku-Wysokości.
Może dlatego od początku zafascynowana byłam tym projektem, że mnie osobiście przeraża wjazd na górę karuzeli typu "Diabelski Młyn"? A już pomysł wyskakiwania z niej (np. z powodu awarii), to najkoszmarniejszy z moich koszmarów. Mogą to potwierdzić moi bliscy, którzy mieli okazję obcować ze mną podczas niejednej przejażdżki Diabelskim Młynem.
Widziałam kiedyś, jak kobieta skoczyła z mostu na bungee. Niespełna 60 metrów. Spojrzałam za nią w dół. Zakręciło mi się w głowie. Nigdy - przenigdy bym tego nie zrobiła.
Na samą myśl o wyleceniu na 40 ki-lo-met-rów w górę, samotnie, robi mi się słabo.
Myśl o tym, że jedyna droga do domu, to wyskoczenie - na łeb, na szyję - to jest dla mnie poza wszelkim wyobrażeniem.
Zdaję sobie sprawę, że bohaterski Felix-bez-Lęku-Wysokości nie myśli tak, jak Jasmeen-Tchórzliwa, może za to boi się psów? albo ma inne fobie? Może po nocach, w charakterze koszmaru, śni mu się ruszanie w podróż, bez uprzedniego szczegółowego zaplanowania? Albo przygotowywanie świątecznych potraw na Wigilię? Albo odpowiadanie na trudne pytania przedszkolaków? Albo reagowanie na nastolatkowe bunty?
Najbardziej podobało mi się to, że tylu ludzi dobrze życzyło obcemu człowiekowi, przez tych parę godzin. Patrzyliśmy w ekrany, nie mogąc się od nich oderwać, i myśleliśmy ciepło: "niech mu się uda! niech mu się uda!" To wspaniałe. Jakby tylu ludzi kibicowało sobie wzajemnie na co dzień, zamiast zazdrościć i podkładać świnie, świat byłby piękniejszy.
Niedobrze mi się zrobiło od samego spojrzenia na ekran TV w chwili skoku, takie dziwne dreszcze poczułam i mdłości :)
OdpowiedzUsuńedorota
Dzięki za namiary!