z klimatem...

z klimatem...

poniedziałek, 5 października 2009

jesiennie

Jakoś tak niespodziewanie mnie dopadła niemoc.
Nie chce mi się nic - podejmowanie jakiegokolwiek działania wydaje mi się bezsensowne, z góry skazane na niepowodzenie.
Pewnie jest to związane z ogólną sytuacją rodzinno - zdrowotną. Oraz z decyzją o przebudowie garażu, która to przebudowa wysysa z nas wszelkie finanse.

Co z tego, że postanowiłam sobie od września chadzać z Piesiętami na spacery, skoro Wilczasty z miejsca postanowił uszkodzić sobie łapę o stłuczoną butelkę, jakie nagminnie spotyka się w okolicznych lasach...? Skutek - szycie, antybiotyki, codzienne zmiany opatrunków - właśnie zaczynamy drugi tydzień, koszta - astronomiczne.
Co z tego, że po raz kolejny postanowiłam odświeżyć sobie znajomość języka niemieckiego? Zapał stopniowo mi opada, szczególnie wtedy, gdy słyszę o tym, że "po trzydziestce to już nie da się opanować żadnego języka, bo pamięć nie ta sama, co w młodości". "W młodości" - też coś!
Co z tego, że zgrabiłam osobiście liście naszego podwórkowego kasztanowca, skoro ten żarłoczny szrotek i tak pewnie znajdzie sposób, żeby zeżreć moje drzewo?

Takie "co z tego?" rodzą się w mojej głowie ostatnio stadami.

Co z tego - więc - że napiszę o tym czy o tamtym, skoro za jakiś czas nie będzie miało to znaczenia? I nie piszę.

Nie poznaję siebie, bo takie poddawanie się jesiennym nastrojom zupełnie nie leży w mojej naturze. Może rzeczywiście szkodzi mi brak aerobiku? Zawsze odpowiednio intensywny ruch wprawiał mnie w dobry nastrój - teraz mam przymusową przerwę - jeszcze około tygodnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz