z klimatem...

z klimatem...

środa, 14 października 2009

Zima zaskoczyła drogowców...

I nie tylko drogowców: zaskoczyła wszak wszystkich: rośliny, zwierzęta, ludzi, kierowców.

Drzewa, pełne jesiennych złoto-czerwonych liści, uginały się pod zwałami lepkiego śniegu - osobiście uratowałam krzewy wiekowego bzu, klon i śliwę przed połamaniem przygiętych do ziemi gałęzi, poprzez strzepnięcie ciężkiego opadu. Razem z nim strzepnęłam niemało liści - czułam się prawie tak, jakbym rozczesując gryzeldowe kudełki, wyszarpała jej znaczną część.....

Psy zdziwiły się, że to już, wiewiórki w popłochu szukały orzechów, ptaki w ogóle zamilkły i schowały się...

Kierowcy - jak to kierowcy - kompletnie zapomnieli, jak hamuje się na lodzie...Niektórzy - szczęśliwie - nie zdecydowali się opuścić garażu, sądząc po pustkach na drodze - kiedy szłam na poranny spacer ze zwierzętami, minęło mnie zaledwie kilka  - jakby spłoszonych - samochodów, rozchlapujących zmieszany z błotem śnieg i znikających rychło w mokrej, białej zamieci.

O dwunastej, zaraz po tym, jak usłyszeliśmy huk, wyłączono prąd: prawdopodobnie jakiś konar, nie wytrzymawszy naporu śniegu, złamał się i zerwał kabel. Niestety, nie był to tylko ten jeden konar - póki jeszcze laptopowe baterie pozwoliły, dowiedzieliśmy się, że prądu nie ma cały Otwock i kilka innych podwarszawskich miejscowości oraz że awaria potrwa co najmniej do jutra.

Cóż...postanowiliśmy to jakoś przetrwać, przypominając Potomstwu o tym, że prąd to stosunkowo młody wynalazek i ludzie dość długo radzili sobie bez niego....

Niestety, człowiek to jednak dość wygodnicka istota: nawet my, dorośli, z trudem wyobrażaliśmy sobie sytuację, kiedy to bez prądu przyszłoby nam żyć okrągły tydzień (nie dalibyśmy rady! zakrzyknął Jonatan - jak się myć w zimnej wodzie?). Gwoli wyjaśnienia, nadmienię, że jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami gazu (w przeciwieństwie do naszych sąsiadów), więc ciepła strawa i ciepła woda byłaby dostępna - nasi sąsiedzi wraz z prądem i ciepłem (piec gazowy włącza się za pomocą impulsu elektrycznego), pozbawieni zostali ciepłej strawy (kuchenka elektryczna) i zimnej wody (hydrofor). Siedzieliśmy więc razem, gromadnie, ciesząc się towarzystwem, bawiąc rozmową, grami planszowymi oraz warząc wspólny posiłek.

Dla dzieci prąd to podstawa życia. Bez prądu nie ma komputera, telewizora, rozładowują się empetrójki i empeczwórki. Gryzelda ucieszyła się: "to może obejrzymy jakiś film na laptopie, skoro telewizor nie działa? przecież laptop jest na baterie!" A jak bateria się skończy? - zapytał Gburek ponuro "To podłączymy do ładowarki" - zapiszczała radośnie pomysłowa dzieweczka. Spojrzeliśmy na nią i pokiwaliśmy głowami. Zrozumiała po krótkiej  chwili....

Daliśmy radę przetrwać do 18. Całe długie sześć godzin unplugged. Gdyby nie było tak zimno, dalibyśmy radę i dłużej. Nawet do poniedziałku, hehe...

Chyba powinnam odhaczyć, że przygotowanie do wymierania z powodu globalnego ochłodzenia mamy zaliczone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz