z klimatem...

z klimatem...

poniedziałek, 14 marca 2011

"Poczuj mentolnięcie"

O wulgaryzmach będzie.
Natchnęła mnie reklama gum do żucia, która od pewnego czasu króluje "na mieście". "Poczuj mentolnięcie" - krzyczą litery z blibordów. Komu NIE KOJARZY się z brzydkim słowem, ręka do góry. Każdemu się kojarzy - bo takie było założenie twórców kampanii reklamowej. Bo to niby takie dowcipne. Śmieszne. Podobnie w kinie - śmiesznie na polskich filmach jest wtedy, kiedy któryś z naszych wspaniałych oraz sławnych (sławnych głównie z seriali telewizyjnych) aktorów, rzuci z ekranu jakimś finezyjnym i nietuzinkowym przekleństwem. Bo rzucanie takim powszechnym "mięsem" już nikogo nie dziwi, nie śmieszy i nie zaskakuje. "Łacina" stała się powszechna.
Copywriterzy od "mentolnięcia" dostali chyba w końcu po uszach od cenzorów reklam.
Albo kampania nie odniosła zakładanego skutku.
Albo od początku zakładali pojawienie się dodatkowych objaśnień - na zasadzie: zobaczcie - głupie ludziska - jak się okrutnie myliliście - tu nie ma cienia brzydkiego słowa, tylko prosta charakterystyka działania produktu.
Po kilku tygodniach na billboardach pojawił się dopisek wyjaśniający: "mentol + kopnięcie".

Brzydzi mnie to i zniesmacza.

Słowa, które jeszcze jakiś czas temu były wulgaryzmami, jak się okazuje, weszły do języka - najpierw potocznego, teraz już - może nie literackiego (chociaż w NIEKTÓRYCH rodzajach literatury są obecne) - ale powszechnego.

Jestem sobie otóż  - na wykładzie, w szacownej uczelni państwowej. Wykład - za moich poprzednich studenckich czasów - kojarzył się z obcowaniem z OSOBOWOŚCIĄ. Często przywilej prowadzenia wykładu mieli profesorowie - z dorobkiem, z pozycją w świecie naukowym. Poważni ludzie, na poziomie. Aż się chciało tam być i słuchać pięknej polszczyzny.

Na wykładzie Pani Prowadząca (nie, nie profesor), użyła sformułowania, że "technologia jest CHOLERNIE przyjazna dla środowiska".
Zgrzytnęło mi jak nożem po styropianie.
Ja się na takie rzeczy nie zgadzam. Wewnętrznie jest mi z tym źle, że człowiek wykształcony, przekazujący wiedzę innym, podczas wystąpienia publicznego, posiłkuje się BRZYDKIM (tak, tak - właśnie BRZYDKIM!) słowem. Czekałam tylko, jak - w ramach wprowadzania wyluzowanej atmosfery - pani prowadząca rzuci hasło, że "mamy oto i inne ZAJEBISTE technologie, oprócz wspomnianej już CHOLERNIE przyjaznej".

Jak rozumiem, że w chwili emocjonalnego zapomnienia, zdenerwowania - w zaprzyjaźnionym towarzystwie - można rzucić grubszym słowem, tak zupełnie nie pojmuję potocznego, niskiego języka w wystąpieniach oficjalnych - jakimi niewątpliwie są - wykłady. Nie rozumiem też - coraz powszechniejszego i niczym nieuzasadnionego rzucania "cholernie zajebistymi" słówkami w różnej odmianie. O ile "cholera" w potocznym języku jakoś nie drażni mojego ucha, tak - modny od pewnego czasu - "zajebisty" - brzmi dla mnie równie wulgarnie, jak powszechnie znane nazwy narządów płciowych.

Rozumiem, że język ewoluuje, że to, co kiedyś było wulgaryzmem, teraz nim nie jest, że pojawiają się nowe słowa.....Ale gdyby nie było publicznego przyzwolenia na takie zubożanie języka, po prostu to by się nie działo. Bo "zajebiste mentolnięcia" naprawdę można zastąpić ogromną ilością słów. Tylko ludzie idą na łatwiznę - po co wysilać zwoje mózgowe na wyszukiwanie synonimów, kiedy zawsze można użyć - odmienionego przez wszystkie przypadki, liczby, rodzaje i osoby (tak, tak! - osoby!), opatrzonego przyrostkiem, przedrostkiem, fantazyjnie przetworzonego - ale nadal jednego PASKUDNEGO słówka.Wszak trza wyluzowanym być.

Trudno, nie będę wyluzowana nigdy. Używanie słowa "zajebiście" w moim towarzystwie mnie obraża - i tyle.
 Sformułowanie "cholernie się cieszę" zaledwie mnie drażni, ale "zajebisty film" już obraża.

Można mnie od dziś nazywać betonem językowym oraz niereformowalnym starym próchnem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz