U mszaków występuje. Ale i u ludzi.....w pewnym sensie.
Dziś odbyliśmy zlot rodzinny, z okazji urodzin mojego siostrzeńca. Byli przedstawiciele średniego i najmłodszego pokolenia oraz moja mama - honorowo reprezentująca Babcie i Dziadków - jedyna ze Starszyzny.
Powszechną konsternację cioć i wujków wzbudził Gburek, którego nie widziano od września, z racji jego rozlicznych chorób i przypadłości. Gburek bowiem stał się - niepostrzeżenie - osobnikiem najwyższym w rodzinie. Kuzynka, która na wrześniowym weselu tańczyła z nim - jako panna młoda - wyraziła oburzenie, jak on mógł przez parę miesięcy przerosnąć ją o głowę??? Kuzyn, który szczycił się, że jest najwyższy, musiał oddać palmę pierwszeństwa....No, ale za to w innej dziedzinie jest "pierwszy" - jest ojcem najmłodszego członka rodziny.
I tak to się toczy - ci, którzy byli najmniejszymi, są największymi, najmłodsi stają się seniorami - niby nic się nie zmienia w głowie (ot, ja mam ciągle wrażenie, że 10 lat temu byłam tą samą osobą...), ale czas płynie nieustannie i bezlitośnie....Ani się obejrzałam, jak stałam się matką nastolatków, ani się obejrzę, jak moje wnuki będą miały naście lat.....
Trochę smutno, że nie da się tego zatrzymać. Ale tylko trochę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Optymizmem nastroił mnie Twój wpis:)
OdpowiedzUsuńeldka
cieszę się, że nastroiłam optymistycznie :)
OdpowiedzUsuń