z klimatem...

z klimatem...

sobota, 14 maja 2011

Bez

Po inwazji mleczy - która, nawiasem mówiąc, wcale się nie skończyła (moje hodowlane, trawnikowe sięgają mi do kolan i za nic w świecie nie pozwolę skosić trawy, zanim nie przekwitną!) - zakwitły bzy. Nasze podwórkowe - białe i liliowe (brakuje mi tych amarantowych....) - uwielbiam nie tylko za to, że są po prostu bzami, ale też i za to, że prawdopodobnie są rówieśnikami naszego domku. Co roku to samo, co roku w czasie kwitnięcia bzów mam w głowie ten wiersz - być może równie wiekowy, jak nasze podwórkowe bzy (dokładnie nie wiem, bo nie mogę się doszperać daty powstania).

Julian Tuwim

Rwanie bzu

Narwali bzu, naszarpali,
Nadarli go, natargali,
Nanieśli świeżego, mokrego,
Białego i tego bzowego.

Liści tam - rwetes, olśnienie,
Kwiecia - gąszcz, zatrzęsienie,
Pachnie kropliste po uszy
I ptak się wśród zawieruszył.

Jak rwali zacietrzewieni
W rozgardiaszu zieleni,
To się narwany więzień
Wtrzepotał, wplątał w gałęzie.

Śmiechem się bez zanosi:
A kto cię tutaj prosił?
A on, zieleń śpiewając,
Zarośla ćwierkiem zrosił.

Głowę w bzy - na stracenie,
W szalejące więzienie,
W zapach, w perły i dreszcze!
Rwijcie, nieście mi jeszcze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz