z klimatem...

z klimatem...

czwartek, 17 grudnia 2009

akcja świnka - morska świnka

Odbieram dziś o 11.30 Gryzeldę ze szkoły, mamy w planach wizytę u lekarza oraz krótki wypad do Centrum Handlowego. Rozćwierkana Gryzelda wyznaje mi, że po 16.00 zadzwoni do mnie jej Wychowawca, bo ona się zobowiązała się, że będąc w Centrum Handlowym nabędzie za klasową kasę klatkę podróżną dla klasowej świnki morskiej (świnka będzie w święta podróżować ze szkoły do domu jednej z koleżanek Gryzeldy).
Zadałam tylko dwa pytania:
- czy ona, Gryzelda, posiada rzeczone klasowe fundusze?("nie posiadam, ale przecież Ty, mamo, posiadasz, pan U. ci odda")
- czy może ma gdzieś namiary telefoniczne na Wychowawcę, gdyby PRZYPADKIEM zaistniały jakieś problemy i niejasności? ("no nie mam, ale mama koleżanki Gburka ma, to jakby co, to zadzwonisz do Gburka, on zadzwoni do swojej koleżanki a ona zadzwoni do swojej mamy, a jej mama zadzwoni do pana U.")

Już wiedziałam, że będzie wesoło. I było!


Pod sklep z klatkami dla świnek dotarłyśmy ok. 15.
Bardzo kompetentna pani wyjaśniła nam, że to, co nam się wydawało idealną klatką podróżną, jest klatką dla myszy, nie dla świnek. A w ogóle, poza wszystkim, to świnka ma teraz, obecnie za małe mieszkanko i na pewno ona cierpi na depresję (Matko! świnka z depresją....) i przede wszystkim to jej trzeba kupić większą klatkę docelową, a nie podróżną, bo w zasadzie to to, w czym ona mieszka, to jest klatka podróżna.
Miałyśmy godzinę 15.30 i byłyśmy w kropce.
Gburek odmówił dzwonienia do koleżanki i brania udziału w kretyńskim łańcuszku.
Namówiony, wysłał Gryzeldzie numer telefonu kluczowej koleżanki.
Koleżanka zaatakowana smsem: "cześć, tu siostra Gburka, czy możesz poprosić swoją mamę, żeby poprosiła pana U. , żeby zadzwonił do mojej mamy?", odpisała: "a Twoja mama dlaczego do niego nie zadzwoni?". Na to Gryzelda: "bo nie ma numeru. to może twoja mama poda mojej mamie ten numer?" I tu sprawa skończyła się krótkim: "moja mama nie jest upoważniona i nie jest sekretarką pana U."
I świnka z depresją pozostała bez klatki podróżnej. I ze zbyt małym metrażem klatki codziennej.

Co najśmieszniejsze, ja mam w domu numer telefonu do mamy tejże koleżanki, ale w domu miałam być około 20, czyli po zabawie - przecież nie będę wydzwaniać po ludziach o tej porze, szczególnie w sprawie świnek morskich.

Wróciłyśmy, wysłałam pani G przepraszającego smsa z wyjaśnieniami (bez odpowiedzi - pewnie już ma mnie nieodwołalnie za kretynkę).
A o 20.30 zadzwonił skruszony pan U.
Fakt, było po 16, tak jak obiecywał.

Kocham morskie świnki.
Szczególnie z depresją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz