Na szkoleniu dla psów, zanim go zeń wyrzucili, Wilczasty z ADHD nauczył się dwóch komend: "do mnie" - wykonuje ją - na szczęście - prawie bezbłędnie, bo pozwala to spuszczać go ze smyczy w lesie oraz: "noga", którą wykonuje w sobie tylko właściwy sposób: obchodzi dookoła prowadzącego (oplatając przy tym smyczą) i ustawia się przy nodze, na sekundę - potem pędzi dalej, sam się reflektuje, że chyba coś nie tak, powtórnie obchodzi dookoła (oplatając smyczą) i...już nic nikt zrobić nie może, bo prowadzący jest dwukrotnie opleciony smyczą.
A że Wilczasty waży ponad czterdzieści kilo i jest silną bestią, na spacerze jasmeen marzy tylko o tym, żeby jak najszybciej dotrzeć do lasu i wypuścić go ze smyczy na wolność - co też czyni, nie zważając na ogrom śmieci, mijanych w otwockich lasach (dowody wklejone parę wpisów wcześniej).
Wilczasty nie byłby sobą, gdyby nie pojawiły się PROBLEMY. Dokładnie 25. września, w piękny, słoneczny poranek, podczas codziennego spaceru, prawie oderwał sobie poduszkę u przedniej łapy. W łaskawości swojej - nie spodnią poduszkę, na którą staje i która wolno się goi, ale poduszkę górną, łatwiejszą do zaopatrzenia i wygojenia. Teoretycznie. U każdego innego psa, oprócz Wilczastego. Mamy bowiem listopad. Pies nadal zdrów nie jest, zaś z miejscowym weterynarzem jasmeen jest już na "ty".
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz