Testujemy aktualnie czas rozkładu różnorodnych śmieci.
Któryś z moich sąsiadów - wspaniałomyślnych, pomysłowych i przedsiębiorczych - podrzucił pod naszym płotem reklamówkę wypełnioną swoimi śmieciami bytowymi w składzie m.in.: słoiki po korniszonach, folia po twarożku, plastik po serze żółtym, kilka plastikowych butelek po napojach oraz szereg bliżej niezidentyfikowanych opakowań i papierów po różnorakiej żywności. Zaparliśmy się, że nie przygarniemy reklamówki naszego sąsiada do naszego śmietnika, za którego wywiezienie regularnie płacimy. Takie z nas nieużyte świnie i już.
Śmieci więc leżą i się rozkładają.
Stopień pierwszy nastąpił pierwszej nocy: bezpańskie psy rozerwały zawiązaną reklamówkę i rozwlokły śmieci po najbliższej okolicy, utylizując część z nich ostatecznie (krótko mówiąc: zżarły).
Stopień drugi: wiatr przysypał co bardziej płaskie śmieci opadłymi liśćmi.
Stopień trzeci: deszcz i błoto doprowadziły co bardziej miękkie śmieci do rozmemłania się i stopienia z otoczeniem.
Stan aktualny: ilość śmieci zmniejszona o połowę w stosunku do stanu wyjściowego. Najmocniej trzymają się słoiki.
I teraz zbieram propozycje:
- złamać się i zebrać resztki własnemi rękami do własnego kosza?
- zostawić resztki do pierwszego śniegu (a niech przykryje i słoiki!)?
- zostawić do wiosny (aspekt badawczy - co się nie rozłoży?)?
- zawiadomić miasto o brudzie na publicznej drodze?
- przejść po ulicy i na każdej bramie powiesić kartkę z prośbą o zabranie śmieci przez właściciela?
- zebrać swoje śmieci i podrzucić sąsiadom pod bramę (mało sprawiedliwe, bo nie wiem, którym sąsiadom się ten prezent należy....)?
Jak ja nie cierpię śmieciarzy!!!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz