....omem!
Śmiać
mi się ostatnio zachciało, z tego, jak to życie weryfikuje młodzieńcze
marzenia. W ogólniaku byłam delikatną, pełną marzeń i oderwaną od
realności osóbką. Fascynowała mnie przeszłość, widziałam siebie jako
dystyngowaną hrabinę na francuskim dworze królewskim - książki
Aleksandra Dumas to był mój żywioł. A potem nastało umiłowanie
romantyzmu - totalny odlot z mojej strony. To wszystko przypomniało mi
się, kiedy pakowałam się do świeżo zakupionego auta marki Volkswagen LT, dzierżąc w jednej
dłoni piłę a w drugiej łom. Przedsiębiorca budowlany - co za
przyziemność....Gdyby ktoś jasmeen siedemnastoletniej pokazał migawkę z
przyszłości - chyba poszłaby się utopić w najbliższym zbiorniku wodnym.
Najgorsze dla niej chyba byłoby to, że jest szczęśliwa i się w tym
wszystkim odnajduje.
A
swoją drogą - bardzo fajni, mądrzy i wartościowi ludzie wyrośli z moich
klasowych kolegów i koleżanek - właściwie głównie koleżanek - panów
mieliśmy zaledwie pięciu na stanie. A ja ich tak nie potrafiłam przez
cztery lata docenić...Nawet po cichu żałuję, że się tak w ogólniaku
alienowałam - ale cóż - okres dojrzewania przechodzi się w różny sposób -
mój sposób był wielce dla rodziców przyjazny: polegał na spędzaniu
całych dni w książkach i słuchaniu klasyki. Przy świecach i w czerni.
Chociaż...chyba mieli prawo pomyśleć, że córka im świruje.....Ja -
mając w perspektywie dojrzewanie córki - wolałabym chyba jednak
księżniczkę zamykającą się dobrowolnie w wieży, niż balangującą nie
wiadomo z kim i gdzie do białego rana. Niestety, znając przewrotność
losu oraz charakter Gryzeldy, dostanę w prezencie to drugie....Tak jak
moi sąsiedzi, którym szesnastolatka po awanturze z domu nawiała i
szukała jej cała otwocka policja. 4 dni. Już mam ciarki na plecach....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz