z klimatem...

z klimatem...

poniedziałek, 2 lipca 2007

Rodzinne skąpstwo

Moja siostra, wracając wczoraj z rodzinnego ogniska popisała się podwójnie.
Dziecię jej, Gotfryd, najmłodsze w rodzinie, zaczęło układać się do snu. Została więc zawezwana taksówka, żeby najmłodszego członka rodziny, wraz z jego matką, odwieźć do domu (pomijam już drobny fakt, że mój mąż powracał właśnie z wojaży i był 10 kilometrów od domu: w ciągu 15 minut mógłby przejąć funkcje taksówkarza, ale kolega Gotfryd musi być zaopiekowany natychmiast i bezzwłocznie, cała rodzina o to dba). Zawezwanie taksówki było zupełnie nietypowym zachowaniem - od lat praktykuje się w tej rodzinie spacery nocne, niezależnie od pory, odległości i wieku dzieci. Oszczędność przede wszystkim!
Siostra pojechała, zaopatrzona w 20 zł, mimo tego, że pan kierowca solennie obiecywał, że taki kurs będzie kosztował nie więcej niż zł 10. Odprowadzana była okrzykami ciotek, rodziców i kuzynek: "czy aby więłaś klucze? czy nie zapomniałaś telefonu? czy wszystko masz?" - jakby wyjeżdżała co najmniej na drugi koniec Polski na dwa tygodnie....
Po 10 minutach, ujrzeliśmy taksówkę powracającą - pomyśleliśmy zgodnie, że Gotfryd zapragnął nagle obecności babci czy coś w tym rodzaju.....Prawda okazała się prostsza - zziajana siostra ma wydyszała: "zapomniałam kluczy i telefonu". Cóż - dobrze, że przypomniała sobie o tym, zanim taksówka odjechała, pozostawiając ją pod zamkniętym domem bez możliwości kontaktu z rodziną.
Po 2 minutach nadjechał mąż mój - w sumie chyba mogła poczekać.....
Nie minęlo kolejnych 10 minut, jak kuzynka zaczęła chichrać się nieprzytomnie nad odebranym smsem. Treść: "zapłaciłam 19,50 za kurs, ale nie chciałam reszty".
I tu została opowiedziana anegdota o tym, jak jasmeen ( skondinąd zupełnie wyrodna córka rodziny pod względem stosunku do pieniędzy), dała węgierskiemu kelnerowi napiwek....
Po obfitym posiłku, pierwszym na węgierskiej ziemi, jasmeen poszła się rozliczać. Nie miała jeszcze wprawy w liczeniu forintów (należy podkreślić, że nasi Bratankowie nie mieli denominacji), wiec jako napiwek zostawiła garść drobnych. Mąż jasmeen, jako osoba szybciej orientująca się w niuansach finansowych, jakoś podejrzanie szybko zebrał ich manatki i uciekł z miejsca posiłku. Dopiero w samochodzie, kiedy opanował atak śmiechu, wyjaśnił jasmeen, że napiwek nie powalał swoją wysokością...było to w przeliczeniu około 10 groszy. Niecałe......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz