Dotarło do mnie wreszcie:
Mam 32 lata. To nie jest to samo, co 22.
To nie jest już tak, że zjem w weekend:
śniadanie: biały chleb z masłem, kawa z mlekiem
obiad: naczosy z sosem serowym w kinie i cola
kolacja: kanapka z pasztetem i pomidorem
i nadal będę ważyć 50 kilo.
To
nie jest już nawet tak, że zjem to beleco, o którym napisałam, potem
pokatuję się ze dwa dni jakąś dietą i znów będę ważyć 50 kilo.
Teraz
jest tak: zeżrę to co napisałam, odłoży mi się w brzuchu albo w
biodrach i będę cierpieć przez bite dwa tygodnie diety i ćwiczeń, żeby
sobie poszło. Jeden dzień odpuszczę sobie wnikliwą analizę swojego menu a
skutki mam długofalowe.
Nie powiem, żebym była z tego super zadowolona.....ale przynajmniej mam świadomość.
Bo
do tej pory jakoś wydawało mi się to dużo prostsze i miałam jakieś
wewnętrzne przekonanie, że co przyszło i urosło, to sobie i
pójdzie.....No niestety - z wiekiem robi się inaczej....
Ważę już prawie 60.....
ech.......
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz