z klimatem...

z klimatem...

piątek, 6 lipca 2007

PMS istnieje

Przygotowałam sobie parę dni temu notkę - o tym, że ogarnia mnie ogólna panika w szerokim zakresie.
A że się nie wyrabiam z pracami domowymi i czuję, że mi dom zarasta brudem, obiady stały się byle jakie, prasowanie ucieka z pojemnika, dzieci siedzą same popołudniami (bo w dzień oddałam je instytucjom publicznym - na półkolonie chodzą).
A że nie mam czasu zrobić zakupów podstawowych typu kosmetyki, chemia gospodarcza - nawet doszło do tego, że w domu wyszła mi kawa i herbata - skandal!
A że Gburek wyjeżdża w niedzielę na trzy tygodnie, a ja jakoś tak mało do tego przygotowana jestem logistycznie - trzeba mu tyle rzeczy dokupić.....Trzeba go spakować...Dobrych rad udzielić....O matko! O matko!
A że jakoś tak życie mi przez palce ucieka - ani nigdzie nie wychodzę, ani nic sensownego nie robię, tylko praca dom, praca - dom. Z niekorzyścią dla domu.
A że jakoś tak z mężem dogadać się nie mogę i żyjemy obok siebie.
Już wieczorem tego samego dnia, w którym powstał szkic notki, wszystkie moje niepokoje zyskały wytłumaczenie: to PMS był. Taki szybki, krótki i intensywny PMS, nic więcej....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz