z klimatem...

z klimatem...

wtorek, 14 sierpnia 2007

Burava w rui

Nasza leniwa, miśkowata Suka pokazała niedawno, na co stać kobietę zdesperowaną, powodowaną naturalnymi wahaniami hormonów.
Otóż wyskoczyła przez furtkę między gburkowymi nogami poza podwórko, napadła na prowadzoną na smyczy sukę sąsiadki, potarmosiła tamtą i uciekła.
Dobrze, że krzywdy zwierzęciu nie zrobiła a sąsiadka wyrozumiała jest....
Ale sprawa dla mnie była jasna (choć nadal karygodna!) - Burava przeżywa trudne, sucze dni - broni więc swojego domowego samca (Wilka - Pierdoły - znaczy), pazurami i zębami. Co doskonale rozumiem i usprawiedliwiam i co sama uprawiam (no - może bez tych zębów i pazurów) - z tą różnicą, że ja bronię Samca niezależnie od poziomu moich hormonów a czerwona lampka włącza mi się przy każdym niezdrowym zainteresowaniu obcej samicy. No dobra - ja jeszcze nieco zwracam uwagę na rodzaj tejże samicy i raczej odróżniam te "niegroźne" od femme fatale, zaś Burava była łaskawa rzucić się na sukę wiekową, ślepą i schorowaną. Zostało jej to jednak wybaczone ze względu na burzę hormonalną - ja podczas burzy hormonalnej też bywam nieobliczalna - czego dowód ostatnio był publicznie okazany - nawet znajomi się dziwili, co mi się stało, że tak gwałtownie zareagowałam na obcą samicę w towarzystwie mojego męża (w większym towarzystwie, nie sam na sam).
Nic to - ja z Buravą się doskonale rozumiem. Przynajmniej w tym temacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz