Nasza leniwa, miśkowata Suka pokazała niedawno, na co stać kobietę zdesperowaną, powodowaną naturalnymi wahaniami hormonów.
Otóż
wyskoczyła przez furtkę między gburkowymi nogami poza podwórko, napadła
na prowadzoną na smyczy sukę sąsiadki, potarmosiła tamtą i uciekła.
Dobrze, że krzywdy zwierzęciu nie zrobiła a sąsiadka wyrozumiała jest....
Ale
sprawa dla mnie była jasna (choć nadal karygodna!) - Burava przeżywa
trudne, sucze dni - broni więc swojego domowego samca (Wilka - Pierdoły -
znaczy), pazurami i zębami. Co doskonale rozumiem i usprawiedliwiam i
co sama uprawiam (no - może bez tych zębów i pazurów) - z tą różnicą, że
ja bronię Samca niezależnie od poziomu moich hormonów a czerwona lampka
włącza mi się przy każdym niezdrowym zainteresowaniu obcej samicy. No
dobra - ja jeszcze nieco zwracam uwagę na rodzaj tejże samicy i raczej
odróżniam te "niegroźne" od femme fatale, zaś Burava była łaskawa rzucić
się na sukę wiekową, ślepą i schorowaną. Zostało jej to jednak
wybaczone ze względu na burzę hormonalną - ja podczas burzy hormonalnej
też bywam nieobliczalna - czego dowód ostatnio był publicznie okazany -
nawet znajomi się dziwili, co mi się stało, że tak gwałtownie
zareagowałam na obcą samicę w towarzystwie mojego męża (w większym
towarzystwie, nie sam na sam).
Nic to - ja z Buravą się doskonale rozumiem. Przynajmniej w tym temacie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz