To już sprawdzone -
to, co zaplanowane nam nie wychodzi (patrz chociażby - wyjazd na
Bałkany). Tacy już jesteśmy, że wszystko robimy bez planów i w ostatniej
chwili. Jako rodzina. Ale zauważyłam, że Gburek zaczyna przejawiać
cechy, których zupełnie nie jestem w stanie znieść - wszystko musi mieć
zaplanowane w drobiazgach, do tego wszędzie musi być wcześniej. Ja
rozumiem punktualność - bardzo ją cenię (chociaż sama cześciej się
spóźniam, niż trafiam na czas...) - ale - do Jasnej Anielki!!! - po co
wyjeżdżać na trening GODZINĘ wcześniej, skoro czas dojazdu wynosi PÓŁ
godziny???? Po co wychodzić do szkoły na ósmą o 7.30 (z wrzaskiem w
kierunku Gryzeldy - "nooooo szybciej, bo się spóźnimyyy!"), kiedy do
szkoły idzie się dwie minuty?
Wkurza
mnie maksymalnie planowanie wakacji w lutym, wkurza mnie kupowanie
wyposażenie szkolnego w lipcu. Wkurza mnie zapobiegliwość, wyjeżdżanie
wcześniejszym autobusem, wstawanie trzy godziny wcześniej niż trzeba.
Bardziej lubię ludzi nieco zwariowanych niż poukładanych.
Prawdopodobnie są tacy, których wkurza moja beztroska i przekonanie, że "jakoś to będzie".
Zastanawiam
się, skąd się takie cechy biorą u ludzi - że jedni są chorzy, jak sobie
nie zaplanują, a drudzy wręcz przeciwnie. Do tej pory myślałam, że to
kwestia wychowania, ale sądząc po zachowaniach Gburka, chyba to zależy
jednak od charakteru.
A od czego zależy charakter?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz