z klimatem...

z klimatem...

poniedziałek, 27 sierpnia 2007

po wakacjach

Krótkie, ale wystarczające....Cztery dni leżenia bykiem na plaży to było to, czego potrzebowaliśmy we czworo.
Gburek przeczytał drugi tom "Felixa..." i zażądał trzeciego, Gryzelda swojego "Pompona..." łyknęła już w połowie drogi (zważywszy na to, że jechaliśmy nocą, przeczytała tę książkę w jakieś dwie godziny tuż po brzasku - cała ona...Dobrze, że pierwszy tom "Felixa..." też zabrałam - miała lekturę na pół powrotnej drogi), ja zaś chłonęłam "Atramentową krew" całą sobą i delektowałam się lekturą przez cały wyjazd. Tak mnie wciągnęła, że potrafiłam obudzić się w środku nocy, wyjść na taras i czytać przy latarce - jak miałam to w zwyczaju w dzieciństwie.  Na plaży nie wiedziałam, czy nurzać się w słonej wodzie i cieszyć umiejętnością pływania (pierwszy raz byłam nad morzem, odkąd umiem pływać), czy też czytać, czytać, czytać. W efekcie krążyłam od wody do karimaty i jestem wszechstronnie spalona słońcem - na plecach, bo pływałam bez opamiętania, łudząc się, że woda chroni mnie przed promieniami,  zaś na brzuchu, bo pochłonięta lekturą zapominałam o nasmarowaniu się kremem z filterm.
Trylogia o Atramentowym Świecie to najlepsza książka, jaką czytałam od baaardzo długiego czasu....Gdzie tam Harremu (ten towarzyszył mi w dwóch kolejnych wakacjach i również nieodłącznie kojarzy się z plażą) do niej....Może zrobiła na mnie takie wrażenie dlatego, że sama jestem molem książkowym, niejednokrotnie pragnącym znaleźć się w świecie bohaterów lektur? Kiedy przeczytałam ostatnie zdanie, z rozczarowaniem rozejrzałam się wokół i wyjęczałam: "gdzie jest trzeci tom???no gdzie???"
Jakieś inne wspomnienia z wakacji? A po co? Rodzina, morze, słońce i książka - raj, po prostu raj.
Mimo ponaddwudziestogodzinnej jazdy w jedną - i  tak samo długiej - w drugą stronę, mimo niemiłej niespodzianki, czekającej nas po powrocie do domu (psy zeżarły płot), mimo krótkiego czasu - jestem wypoczęta. Bardzo się cieszę, że udało nam się wyprawić.
Z kronikarskiego obowiązku - Gburkowi chyba przeszła choroba lokomocyjna :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz