- jak mawiał jeden z wiekowych profesorów od fizyki w moim ogólniaku.
I jak naonczas gościa kompletnie nie rozumiałam, to od kilku tygodni zgadzam się z nim w pełnym zakresie: nie nadążam.
Praca - aerobik - dom. Klienci - dzieci. Rower - pranie.
A czas ucieka....
Godzina 10 - 13 - 16 - 20 - dzień minął, tydzień minął, miesiąc minął.......
Dopiero
zaczynałam działalność, dziś czuję się jak stara, okienna specjalistka.
Dopiero wakacje się zaczynały - już Potomki powróciły, zaraz będzie
czas do szkoły....Weekendów nawet nie zauważam, bo mam wrażenie, że
poniedziałek następuje jeden po drugim....
Wczoraj
spędziliśmy tak intensywną niedzielę, że mogłaby wystarczyć za trzy:
najpierw wycieczka "rowerem po historii Otwocka", potem świetny obiad w
gronie kolegów z podstawówki (nie dzieciowych kolegów, tylko naszych) -
to dopiero przeżycie i wędrówka w czasie.....
Nie
piszę, bo nie nadążam, nie prasuję, bo nie nadążam. Czy ja się
przypadkiem nie zapętliłam? Nie chciałabym, żeby mi coś umknęło,
szczególnie w zakresie wychowania dzieci....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz