z klimatem...

z klimatem...

poniedziałek, 4 października 2010

niechciana działalność

Zostałam dziś - całkiem niechcący i przypadkowo społecznikiem.
Nigdy nie miałam zacięcia do kandydowania ani brylowania w samorządzie szkolnym czy studenckim. Ojciec naszych dzieci - z tego co pamiętam - też nie. I trafiło nam się pacholę zaangażowane społecznie. Ono będzie działać, kandydować, obiecywać i ...starać się obietnice wypełniać.
Póki co - plakat wyborczy zrobiłam ja.
Po zakupieniu nań materiałów z mojej kiesy.
To się chyba nazywa: znaleźć sponsora.
W czwartek odbędą się wybory. Ot, demokracja trafiła do szkół. Ciekawe, jak zadziałają granatowe hasła na żółtym tle.


Jakby mało było mi charytatywnej działalności, zabrałam się za okładanie książki do plastyki. Po zeszłorocznej walce z okładkami, która zaowocowała wzbogaceniem mojego słownictwa w Bardzo Brzydkie Wyrazy, obiecałam sobie, że Potomki - jak ostatnie flejtuchy - będą chodzić z książkami bez okładek. I trudno - ja się na powtórkę nie piszę - o nie, nie!

Jednak w tym roku okazało się, że przedmiot PLASTYKA w klasie piątej jest czymś szczególnym i należy mu się osobliwy szacunek. W trosce o dobro mojego dziecka obłożyłam więc książkę w fioletowy, kwiecisty papier. Oby to wystarczyło, żeby Pani Plastyczka spojrzała łaskawym okiem....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz