Wydawałoby się, że po trzydziestce należałoby już wiedzieć co nieco o swoich możliwościach, ograniczeniach, słabościach oraz śmiesznostkach. Jednak człowiek uczy się przez całe życie, nawet prawd o sobie samym.
Wiedziona sama-nie-wiem-czym, postanowiłam pójść na próbne zajęcia z kick-boxingu. Wiedziałam doskonale, jak wygląda ten sport, byłam świadoma tego, że jest to sport walki, sport kontaktowy. A jednak poszłam.
Odkrycie, że nie jestem w stanie uderzyć ot- tak sobie, drugiego człowieka, było dla mnie równie zaskakujące i zadziwiające, jak to na diabelskim młynie w Budapeszcie, parę lat temu. "To ja się boję jeździć diabelskim młynem???do tego PANICZNIE???" A tak, mam coś na kształt lęku wysokości.
"To ja nie przykopię tej kobiecie, z którą ustawiono mnie w parze, a której nadgorliwość powoduje, że mam posiniaczone ręce, nogi i obite boki? To ja nie dołożę, mimo tego, że denerwują mnie- niemal do łez - jej ciosy, które instruktor pokazuje, jako markowane, a ona wykonuje z pełnym zaangażowaniem?"
Nie, nie przykopię, ani nie dołożę. Nie jestem w stanie. Mam tak silną barierę psychiczną przed podjęciem walki, że od dziś wiem, że atak ewentualnego napastnika mogę starać się odpierać jedynie wrzaskiem. Albo urokiem osobistym. Li i jedynie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
.... a ja bym tak z główki...bez zastanowienia, o!
OdpowiedzUsuń