Bijemy się od lutego, żeby zaniechano durnego pomysły wpisania dużej części Otwocka do rejestru zabytków: całych ulic, podwórek - w sumie 1/4 miasta pod ochroną konserwatorską - taki projekt zaistniał w czyimś chorym umyśle.
Temat przycichł na kilka miesięcy....i nagle wybuchnął pod koniec wakacji (co mnie ominęło z racji wyjazdu).
Zupełnie przypadkowo dowiedziałam się parę dni temu, że owszem, jesteśmy zabytkiem.
Moi znajomi z lokalnego forum dyskusyjnego, czem prędzej zorganizowali sobie pogadankę na ten temat, miejscami bardzo trafną:
"W Otwocku sytuacja z zabytkami jest stabilna, stare ulegają zniszczeniu, ale zaraz w ich miejsce budowane są nowe."
(tu link do całej dyskusji - raczej w celach humorystycznych: http://linia.com.pl/forum/read.php?4,95055,page=1)
Osobiście dostaję nerwowych drgawek na hasło: "konserwator zabytków". To dla mnie równie szkodliwy społecznie osobnik, jak "drogowiec".
Niechcący wysłuchałam radiowej audycji z przedstawicielem konserwatora zabytków, który tłumaczył, że Otwock został objęty ochroną, ze względu na unikatowy układ urbanistyczny. Albo ten pan jest idiotą, albo nie wie, o czym mówi. Otwock bowiem nie ma żadnego układu urbanistycznego. Jest chaotyczny, bezładny i bezkoncepcyjny. Jedyne, co w nim piękne - lasy i drewniane domy - ochronić się nie da, a już na pewno nie na tej zasadzie, co resztę świata: mamy wszak w mieście kilka obiektów wpisanych do rejestru i stan ich jest opłakany. Jeśli stan całego miasta będzie podobny, po kilku latach przebywania na mitycznej "liście", to ja chyba sama, własną ręką, podpalę mojego świdermajera i ucieknę, gdzie pieprz rośnie. I wanilia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz