z klimatem...

z klimatem...

piątek, 3 września 2010

czas powrotu

Tak czy siak - kiedyś trzeba wrócić.
Po przedpołudniowym rodzinnym spacerze w ogrodach Schoenbrunnu, po zagubieniu się w żywopłotowym labiryncie, po obejrzeniu pokazu wyrobu tradycyjnego Apfelstrudla, po zjedzeniu - na pożegnanie - Wursta w bułce z przydrożnej budki, zapakowani w "wonny" samochód, ruszyliśmy do domu.
Nie było nam jednak dane powrócić bez przygód.
W uroczym miasteczku Poysdorf, przy granicy z Czechami, mieliśmy zaopatrzyć się w wino. Miejscowe, sprawdzone - pyszne. Wprost z winiarni. Niestety, tak nieszczęśliwie zaparkowaliśmy samochód, że przedziurawiliśmy oponę. Miejsce na postój było dość niefortunne, więc odjechaliśmy poza miasteczko, żeby się rozpakować i zmienić koło. Do Poysdorfu już nie zawróciliśmy. Bagaże niemal nam się nie zmieściły.... ponieważ ze schowka na koło zapasowe wyjęliśmy nie normalne koło, tylko tzw. "dojazdówkę" - z wypisaną na boku prędkością maksymalną: do 80 km/h. Po zainstalowaniu "nowego" koła, z przerażeniem zauważyłam, że jest ono węższe i mniejsze od pozostałych - na tym w ogóle da się jechać z jakąkolwiek prędkością????
Samochodem z "jednym kółkiem mniej" dojechaliśmy...do Wrocławia. Bo w piątkowy wieczór doprawdy trudno znaleźć wulkanizatora w Czechach. Może w sobotnie przedpołudnie, w Polsce, bardziej nam się poszczęści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz