Lat temu...będzie ze 12...(matko, jak ten czas leci!), zaczynający mówić Gburek zawołał z rana: "mama, metekosy źjem!" - co wprawiło matkę Gburka w konsternację - nie wiedziała bowiem, o co latorośli chodzi. Pora była śniadaniowa, matka Gburka zaczęła więc wyciągać wszelkie - zwyczajowo jadane przez Potomka - dania poranne. Synek zaczynał się niecierpliwić, a nawet popadać w dziką furię, kiedy kolejne wyciągnięte opakowanie nie było "MeteKosami". Sytuacja stawała się nerwowa.
Aż matka trafiła na czerwony woreczek z pomarańczowymi płatkami - nachmurzone oblicze Gburka rozjaśniło się w uśmiechu: "metekosy! moje metekosy!"
Od tego czasu "MeteKosy" są podstawowym daniem śniadaniowym u nas w rodzinie. Na krótko zostały zdetronizowane przez Kaszę, która była zdecydowanie preferowana przez Gryzeldę, więc koniecznie Starszy Brat musiał jeść Taką Samą Kaszę, jak Młodsza Siostra. Z biegiem czasu Kasza była posypywana MeteKosami, aż w końcu podstawowym posiłkiem stały się One Same. W przypadku Gburka - w formie mleka z płatkami, w przypadku Gryzeldy - zdecydowanie odwrotnie.
Ilościowo, rocznie, wychodzi nam chyba z tona płatków. Nie ma sensu kupować ich w małych opakowaniach, bo jest to porcja jednorazowa.
Nikt, doprawdy nikt nie wie, o czym mówimy, kiedy rozmawiamy o naszym ulubionym śniadaniowym posiłku....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Myślałam, że mentosy na śniadanie :))))
OdpowiedzUsuńedorota
u nas śniadanie wygląda podobnie :) Anka pożera całkowicie bez mleka ale jeszcze bardziej lubi wdeptywać płatki w wykładzinę, to jest dopiero frajda - lea ;)
OdpowiedzUsuń