Wesele, wesele, wesele....
....i po weselu.
Było miło, tanecznie - tak ZWYCZAJNIE, jak na weselu być powinno. Ale po co ten cały cyrk z przygotowaniami - doprawdy, nadal nie rozumiem.
Nie da się podobnego przyjęcia zorganizować z mniejszym przytupem? Toż na wielu imprezach u nas w domu bywało 30 osób i sama wszystko przygotowywałam. Niekiedy w sposób niezapowiedziany trafiają się spotkania na 10 osób. To co? Na 100 czy 150 trzeba ROKU przygotowań???
No i to jedzenie....po co tyle jedzenia? Kto normalny zjada w ciągu kilku godzin (nocnych!!!) cztery - pięć obiadów? Plus przystawki, wiejskie stoły i desery. Szkoda, naprawdę szkoda marnować.
O alkoholu powiem tylko tyle, że zawsze wzbudzam na weselach sensację, ponieważ nie lubię na weselach pić. Albo staram się ubrać w rolę kierowcy, albo - odkąd Jonatan odebrał mi tę funkcję - po prostu piję minimalnie, byle "nie obrazić gospodarzy". Bo "gospodarzom" zwykle się w głowie nie mieści, że przyjechało się na wesele i "nie popije się". Hasło: "ale popiliśmy na weselu" oznacza, że było świetnie.
Trudno. My na tym weselu potańczyliśmy. To dobrze, że potrafimy brać nawet ze średnio ulubionych sytuacji to, co nam sprawia przyjemność. Za pół roku powtórka z rozrywki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz