z klimatem...

z klimatem...

sobota, 11 września 2010

Za tydzień wesele...

A wcześniej było: za miesiące wesele.
A jeszcze wcześniej: za pół roku wesele.
Było też: w przyszłym roku o tej porze.....

Mam serdecznie dość tematu wesela mojej (skądinąd bardzo sympatycznej) kuzynki. Przygotowania jak do zamorskiej wyprawy w czasach Kolumba.
Rozumiem, że wcześniej należało zarezerwować salę, orkiestrę, kościół, wybrać sukienkę ślubną i całą resztę. Ale dlaczego cała - bliższa i dalsza rodzina dostała kręćka na tym tle, zaraz po informacji o wyznaczeniu terminu?
Nie pojmuję tego całego cyrku wokółweselnego - bo nie jest to pierwsze wesele, wokół którego odbywa się roczna krzątanina. Ciotka pierwsza biegała za swoją sukienką kilka miesięcy, potem zaczęły się poszukiwania butów. Ciotka druga usiłowała się odchudzić. Ciotka trzecia - prędko znaleźć partnera, bo jakże to? sama na weselu?
Przez całe wakacje słyszałam tekst: "masz już sukienkę? nie??? to kiedy kupisz?". Kupiłam dzisiaj. Tydzień przed. Bez gorączkowej bieganiny i poszukiwań z obłędem w oku.
Ciekawe, czy wesele okaże się warte całego tego zamieszania.

Ale pewnie marudzę dlatego, że w ogóle nie lubię wesel i uważam je za zbędne. Jakby nie można było opędzić gości obiadem i pojechać sobie w świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz