z klimatem...

z klimatem...

wtorek, 14 września 2010

Pozory mylą - o kieliszkach

Przywiozłam sobie z wiedeńskiego festiwalu wina kieliszek - kolejny zdobyczny. To już taka tradycja, że wlokę ze sobą z całej Europy kieliszki do wina, jeśli tylko mam taką możliwość.

Pierwsze kieliszki przywieźliśmy z naszej pierwszej zagranicznej wyprawy - do tego odbytej bez dzieci. Wypatrzyłam w gazecie ogłoszenie - zaproszenie nad Balaton, na letni festiwal wina. I pojechaliśmy. Spontanicznie oraz bez planowania. Było bosko. Do tej pory czuję ten smak, zapach, nawet muzykę pamiętam.
Kieliszki służyły nam kilka lat - przy każdym użyciu wywołując lawinę miłych  wspomnień.

Podczas pierwszego tegorocznego pobytu w Wiedniu, zyskałam kolejny zdobyczny kieliszek: wpadliśmy do knajpki tuż przed zamknięciem i z całą pewnością nie zdążyłabym wypić butelki wina, które sobie zamówiłam....Kupiliśmy więc kieliszek, siedliśmy na fotelach pod Operą i chłonęliśmy Wiedeń. Kieliszek jednak okazał się wielkim austriackim patroitą - podczas przepakowywania się (konketnie:dopakowywania do bagażu wina z Poysdorfu), tuż pod granicą z Czechami, rozsypał się w pył. Trudno.

Ten, który z nami dojechał do domu z drugiego pobytu w Wiedniu, posłuży mi wiernie - mam nadzieję - do następnej wycieczki. Piję z niego głównie wodę - bardziej mi smakuje, niż z kubka, szklanki czy butelki. Postronny obserwator mógłby wysnuć wniosek, że pijam wino o każdej porze dnia i nocy, w ilościach przekraczających rozsądek. Mało tego - często wsiadam po takiej libacji za kierownicę! Pozory mylą, mili państwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz