Taką średnią osiągnął Gburek w klasie czwartej.
Jestem
dumna i szczęśliwa. Nie z powodu ocen, ale z powodu jego dojrzewania.
Kiedy szedł do pierwszej klasy, bałam się, że będzie wiecznym
rozrabiaką, stojącym w kącie, przez to nielubianym przez nauczycieli.
Że przez swój żywiołowy, nieprzewidywalny temperament i trudność w
skupianiu uwagi, będzie wiecznie opóźniony w nauce. Że przez niechęć do
robienia nudnych rzeczy (wszystko, co wymaga siedzenia - pisanie,
czytanie rysowanie - przede wszystkim), nigdy nie nauczy się tego, co
uczeń umieć powinien. Z powodu tych moich rozterek poszedł do szkoły
integracyjnej. I to był strzał w 10. Nie ze względu na szkołę, ale ze
względu na panią Małgosię, która została jego wychowawczynią.
Przeprowadziłam z Nią setki rozmów, często bliska płaczu. Zawsze
uspokajała mnie i mówiła, że wszystko się ułoży, tylko potrzeba
cierpliwości. Nawet, kiedy kłamał, robił złośliwości, na siłę dążył do
tego, by być w centrum zainteresowania, na podium, pierwszy - za wszelką
cenę, nawet za cenę nieuczciwości - ona potrafiła znaleźć na niego
sposób.
Gratuluję, Pani Małgosiu, chyba się udało :) ( przynajmniej na razie...)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz