Jestem dzikim człowiekiem.
Do takiego wniosku doszłam już dawno.
Dzikim,
w związku z moją chorobliwą nieśmiałością. I pewnie - gdyby nie święty
internet - nie miałabym znajomych wcale a wcale. A mam. :)
Bo
co innego spotkać i zaczepić na ulicy, w parku, piaskownicy inną matkę z
małym dzieckiem, a co innego - pogadać sobie z nią w necie, na forum i
dopiero potem się z nią spotkać. Nie mam WCALE znajomych z okresu
wózkowo - piaskownicowego moich dzieci. Bo się nie odzywałam. Mam za to
masę znajomych z netu. Nawet M., którą znam - wydawałoby się - od
zawsze, jest znajomą z dzieckowego forum.
Z
netu znam H. i jej męża, E. z rodziną, K.i K., S., GWM i wiele innych
świetnych osób, których na pewno nie poznałabym, gdybym spotkała ich w
piaskownicy. Grono znajomych co i rusz się powiększa - wraz z
odkrywaniem przeze mnie nowych for tematycznych oraz blogów.
Moje
dzieci tak się przyzwyczaiły, że wszystkich znam z netu, że nie
potrafiły uwierzyć, że K., którą odwiedziliśmy podczas długiego
weekendu, akurat znajomą z netu NIE JEST. Nie dochodziło do ich
rozumków, że K. to koleżanka ze studiów a w necie się po prostu
odnalazłyśmy po trzech latach niesłyszenia. Jednak net ;)
W
temacie znajomych: często patrzę na ulicy, w sklepie - gdziekolwiek -
na zupełnie obcych ludzi z dużą sympatią i zaczynam żałować, że ich nie
znam, bo czuję, że są fajni. Ciekawe, ilu jest fajnych ludzi na świecie,
na których nawet nie bedę miała okazji spojrzeć w tym życiu....Ciekawe,
dlaczego jedni od pierwszego wejrzenia wydają mi się sympatyczni, w
pewien sposób bliscy, a inni nie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz