z klimatem...

z klimatem...

środa, 27 czerwca 2007

Kariera

Zawiesiłam na kołku karierę kury domowej. Od niedawna nie muszę gimnastykować się, by na pytanie: "co robisz w życiu?" nie odpowiedzieć: "nic, siedzę w domu".
Co się zmieniło? Oprócz tego, że nie gryzę się tym, co myślą o mnie ci, dla których kobieta domowa to NIKT, nic się nie zmieniło. Nie jestem - póki co - samowystarczalna finansowo. Moja praca  - oprócz satysfakcji  własnej - nie doprowadzi mnie do szczytów kariery. Może jednym z plusów będzie usamodzielnienie się dzieci - chyba, że właśnie zupełnie w niewłaściwą stronę to usamodzielnienie pójdzie ( w gorszych chwilach mam wizje moich dzieci w charakterze dzieci ulicy).
A gdzie kariera? Jeśli nie naukowa ( co chyba było marzeniem mojej mamy), to przynajmniej jakakolwiek - coś, czym można się pochwalić....No bo jak tu chwalić się otworzeniem punktu sprzedaży okien? "To co? handlujesz sobie, tak?" - pyta znajoma. A potem biegnie na ploty: "ty wiesz, ta jasmeen, co to zawsze same piątki w szkole miała to normalnie oknami handluje...ale się porobiło!"
Nie ma kariery, bo jej nie chcę. Chyba. Czasem wydaje mi się, że powinnam robić w życiu coś ambitniejszego....Zawsze chciałam podróżować - mogłabym odbywać podróże a potem je opisywać. Ale co wtedy z dziećmi? Chyba podróżowanie to scenariusz na życie dla kogo innego - niestety. Nie, nie narzekam - zadowalam się tymi małymi podróżami, które odbywamy rodzinnie. Tak się tylko ostatnio z mężem zastanawialiśmy, czy przypadkiem sami siebie nie ograniczyliśmy - spotykamy ludzi, którzy rok mieszkają w Moskwie, dwa lata w Londynie, pół w Amsterdamie i trzy miesiące w Petersburgu. Znają kilka języków i wszędzie czują się jak u siebie ( albo inaczej - nigdzie nie czują się jakl u siebie). Takie spotkania skłaniają nas do przemyśleń - a co z nami? Czy my jesteśmy tu, gdzie chcielibyśmy być? Czy może też wolelibyśmy prowadzić cygańskie życie. Fakt, z dziećmi trudniej - albo wręcz - niemożliwie. Raczej nie chciałabym dzieciom fundować zmiany otoczenia co kilka lat. Ale gdyby ich nie było? Albo jeśli dorosną na tyle, by się usamodzielnić, a my jeszcze będziemy dość młodzi na wojaże?Nie wiem, sama nie wiem.....
Wiem, ze kiedy słyszę, że mój kolega M. jeździ po całym świecie z pocztą dyplomatyczną, to jakiś mały robalek zazdrości zaczyna mnie podgryzać....Dużo większy robalek od tego, który podnosi lekko łebek, kiedy słyszę, ilu znajomych ze studiów pracuje w stosownym ministerstwie....
Ale nie łudzę się - okna to nie jest ostatnia rzecz, którą zajmuję się w życiu! To dopiero początek.....Ja cały czas mam w głowie DOMKI!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz