Zostałam zaciągnięta
przez Gryzeldę na zlot WITCH. Kto ma dziewczę w wieku 5- 12 lat, ten
wie, o czym mowa....Wynudziłam się koszmarnie, za to moje poczucie bycia
idealną matką, zostało podkarmione, po tygodniach głodu, spowodowanego
podjęciem pracy. Gryzelda zdobyła naklejki do albumu, których jej
brakowało, wymieniła się karteczkami (też coś! karteczki, na których nie
można pisać a służą li i jedynie do wymieniania się i gromadzenia w
segregatorach...)i naciągnęła mnie na kilka gadżetów.
A
ja zyskałam temat - nie, nie bedzie o wydurniających się, od dawna
pełnoletnich konferasjerach, ani nie o amoku panienek, poprzebieranych
za dziwadła, o niemowlętach, od kołyski karmionych uwielbieniem do
bohaterów badziewnej kreskówki - ja dziś zupełnie o czym innym chciałam.
Mianowicie - o debilizmie dorosłych.
Jedną z głównych atrakcji całego zlotu była możliwość wymieniania się karteczkami. Drugą - wymiana naklejek z albumów Panini.
Dziewczęta
rozsiadły się na trawie, rozłożyły swoje segregatory i zaczęło się
targowanie: jedna duża za dwie małe, ale z brokatem, jedna mała z
rzadkiej kolekcji za dwie duże z Kubusiem Puchatkiem ( prawie
niechodliwe...) - zasady były ogólnie znane i akceptowane. Dopóki do
targów nie włączali się dorośli. Ja siedziałam sobie z boku, obserwując
całe zamieszanie, ale były mamusie żywo zainteresowane wymianą kolekcji
swoich córek. Widziałam nawet jedną, pochylającą się nad Gryzeldą, nawet
przewidywałam konieczność interwencji (siedziałam rzut kamieniem od
miejsca wymiany, jednak rozmów nie słyszałam), ale Gryzelda o pomoc nie
prosiła, toteż nie reagowałam. Co się okazało: otóż "mamuńcia"
zarządziła, że Gryzelda ma oddać jej córce karteczkę x za karteczkę y.
Gryzelda się nie zgodziła. Mamuńcia zaczęła jęczeć ("oj daj nam tą, my
ci damy za to tamtą i tamtą"), Gryzelda nadal się nie zgodziła. Jednak
mamuńcia była tak namolna i upierdliwa, że skończyło się tak, że
Gryzelda została BEZ karteczek, których oddać nie chciała i BEZ
karteczek, które powinna była dostać na wymianę. Mówiąc wprost - została
okradziona. Na moich oczach. Oczywiście, gdyby moje dziecko zaczęło
wrzeszczeć w odpowiednim momencie, mamuńcia w pysk by ode mnie dostała,
jak nic.....ale moje dziecko jest - widać - zbyt mało asertywne. Jakim
trzeba być człowiekiem, żeby okraść dziecko??? Z KARTECZEK!!!
Przy
wymianie naklejek doszło również do gorszących scen - tu musiała już
interweniować ochrona. Pod koniec imprezy, panie organizatorki
uradowanym szeptem ogłosiły, że nadszedł czas rozdawnictwa naklejek. Nie
ma wymiany - każdy może sobie brać, czego mu tam brakuje. Bardzo
kusząca propozycja: skompletowanie całego albumu to koszt ok 150 zł
(kiedyś nieopatrznie policzyłam...). Stałyśmy z Gryzeldą tuż obok
stolika z naklejkami, więc szept dotarł do nas, jako jednych z
pierwszych - mogłyśmy naklejki powybierać we w miarę cywilizowanych
warunkach. Wieść o rozdawnictwie rozniosła się jednak lotem
błyskawicy.....Zewsząd zaczęły nadciągać gromady rodziców z dziećmi
(tak, tak - właśnie w tej kolejności - to rodzice byli jakoś dziwnie
bardziej zainteresowani naklejkami , niż dzieci...). Zaczęły się
przepychanki, zaczęło się rozwalanie pieczołowicie posegregowanych
numerami naklejek. Zawezwano ochronę, która wprowadziła jako - taki ład.
Tak
to dorośli przeszkadzają dzieciom w beztroskiej zabawie, ucząc je
nieuczciwości, rozpychania się łokciami i dbania wyłącznie o własne
interesy, kosztem innych....Smutne.....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz