Pisklę sikorki
wypadło z gniazda. Wypadło albo postanowiło rozpocząć naukę latania.
Koniecznie nad terenem patrolowanym przez Buravą i Wilka-Pierdołę.
Akcja
ratunkowa polegała na złapaniu pisklaka - jego nieudolne próby
podlatywania wcale nam w tym nie pomagały - i zapakowaniu go z powrotem
do gniazda w dziupli kasztanowca. Dzieci oczywiście obowiązkowo musiały
potrzymać w rękach przestraszone zwierzątko - i o ile Gryzelda zrobiła
to bez problemów, o tyle Gburek z wrzaskiem:" to się rusza!!!"("Przecież
jest żywe, to się rusza! co - ma udawać martwego na twoje
potrzeby???"), wypuścił pisklaka na trawę. Akcja łapania musiała zostać
powtórzona.
Po tych traumatycznych przezyciach, pisklak został wepchnięty do gniazda a ja pozostałam z wyrzutami sumienia, bo:
-
nie jestem pewna, czy to jego gniazdo ( na pewno sikorze, ale czy tam
mieszkają jego bracia czy zgoła inna rodzina, to już nie wiem)
-
nie jestem pewna, czy matce - sikorce nie chodziło właśnie o pozbycie
się jakiegoś słabszego potomka, dlatego znalazł się poza gniazdem
-
nie jestem pewna, czy pisklak nie zejdzie na zawał po akcji ratunkowej i
swoim rozkładającym się zewłokiem nie zapaskudzi gniazda
- nie jestem pewna, czy taki wymiętoszony przez dziecięce łapki pisklak nadaje się z powrotem do rodzimego gniazda
No to się przysłużyłam przyrodzie......
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz