z klimatem...

z klimatem...

niedziela, 24 czerwca 2007

Wspomnienie


Zasiedziałam się dziś.....Jak zwykle zresztą, kiedy nie ma przy mnie Jonatana, który przyciąga mnie do legowiska. Jakoś tak się przyzwyczaiłam, że spać mi bez niego nijak....A jak się już zasiedziałam, to wyszłam do psów, na mokre, nocne podwórko. I okazało się, że wcale nie jest nocne, bo właśnie zaczyna świtać i odzywają się ptaki. Przypomniało mi się.....kiedyś, we wczesnym ogólniaku - pewnie była to druga klasa, bo wtedy miałam największego świra - postanowiłyśmy z A. nie spać w najkrótszą noc w roku. W jej przypadku było to prostsze - mieszkała w domu jednorodzinnym, miała dwuczęściowy pokój - mogła się jakoś ukryć przed rodzicami....Ja - mieszkałam w zwykłym mieszkaniu, w dodatku z młodszą siostrą w jednym pokoju. Zawsze byłam nocnym Markiem - uczyłam się w nocy, pisałam wypracowania w nocy - nie chciało mi się spać. Ale tej nocy było zupełnie inaczej: zrobiłam sobie po kryjomu cały termos czarnej kawy, naznosiłam do łóżka książek do czytania pod kołdrą z latarką (a łóżko miałam klimatyczne - pokochałam je od pierwszego wejrzenia w sklepie: nazywało się "Boguś" - sypiałam "na Bogusiu" całe moje nastoletnie życie) i czekałam na poranek, który...nie nadchodził. Nigdy aż tak czas mi się nie dłużył.....I choć bardzo chciałam wytrwać, zdarzyło mi się zdrzemnąć parę minut. Następnego dnia poszłam dzielnie do szkoły i obydwie z A. przysypiałyśmy na lekcjach. Potem miałam mnóstwo nieprzespanych nocy, ale tę pierwszą, świadomie bezsenną, zapamiętam na długo.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz