Znowu moje nieuporządkowanie się ujawniło ( nie mylić z bałaganiarstwem Gryzeldy! to zupełnie dwie różne sprawy!).
Zgubiłam
kody i hasła do konta internetowego. Firmowego.A już zmuszałam się do
odkładania ich zawsze w to samo miejsce, tym bardziej, że bank ten jest
najbardziej ohasłowanym bankiem, jaki znam - ma nawet hasło do hasła i
kod do hasła do hasła. No i wszystkie te informacje - skrupulatnie
spisane na jednym karteluszku - byłam łaskawa posiać gdzieś po raz
kolejny.
Nie
potrafię opisać moich nerwów, towarzyszących gorączkowemu przeszukiwaniu
portfela, torebki, szuflad biurka i innych niestworzonych kryjówek. nie
potrafię nazwać emocji, targających mną, kiedy po wywaleniu wszystkich
papierków kolejno - z portfela, torebki i biurka - okazało się, że
pośród nich NIE MA inkryminowanego karteluszka......
Karteluszek znalazł się w portfelu, w zupełnie zapomnianej kieszonce.
Jak
ja zazdroszczę mojemu Mężowi jego uporządkowania: on zawsze wie, że
przedmiot x leży w miejscu y i nawet jeśli nie leży, to i tak leży! A ja
- mimo tego, że byłam pewna, że karteluszek powinien był leżeć w
portfelu, nie mogłam sobie powiedzieć, że leży tam NA PEWNO. Stąd moje
nerwy zszargane....
A
wczoraj nerwowo poszukiwałyśmy legitymacji Gryzeldy. Ale to zupełnie
inna bajka ( bo ona jest bałaganiarą, ja tylko kobietą
nieuporządkowaną). Legitymacja okazała się leżeć na swoim miejscu: w
biurku - jednak ilość karteczek witch, która ją otaczała, spowodowała,
że dokopywanie się do niej zajęło nam 2 godziny. I już byłam gotowa
wyrabiać jej nowy dokument tuż przed obozem.....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz