Zostanę ogłoszona świętą patronką moli książkowych. Za anielską cierpliwość mnie to wyróżnienie spotka.
Przez to, że Gryzelda ma ciągoty ku wampirom, jestem notorycznie zmuszana do cenzurowania lektur przeznaczonych dla - starszych nieco - panienek. Czytam, zanim dam jej do ręki, sprawdzając, czy aby nie ma tam treści nieodpowiednich dla jedenastoletniego oka. Odkąd moja Przyjaciółka nie zdążyła ocenzurować jednej z Modnych Powieści o Wampirach, mam się na baczności: jej dwunastoletnia córka ze szczegółami wyedukowała się w zakresie preferowanych przez autorkę książki sposobach zabawy z mężczyznami. Jak również z bogato rozwiniętym nazewnictwem tegoż tematu, niekoniecznie literackim.
Toteż z zaciśniętymi zębami brnę przez kolejne tomy.
Sagę "Zmierzch" mam już za sobą. Jakoś tak bez zgrzytów mi się przyswoiła - nie licząc oczywiście nieudolności i błędów językowych. Oraz - z tomu na tom - coraz większej rozwlekłości i potwornej nuuuudy. Zaś w ostatnim tomie - niestrawnej wręcz cukierkowatości. Pewnie gdybym została zmuszona do przeczytania po raz drugi (o bogowie - nie każcie mnie!!!), błędów i wypaczeń znalazłabym cały worek - przyznaję, że czytałam pobieżnie i "aby szybciej".
Teraz nadszedł czas "Darów Anioła". Wiem, że MUSZĘ przeczytać, bo już pojawiły się jakieś kontrowersje...Ale - litości! Toż to jest marna kopia "Zmierzchu" - łącznie z modą na dziwne sformułowania. Przeczytałam 100 stron i już wiem, że główna bohaterka będzie równie często "piorunować wzrokiem", jak Edłord - Wampir ze "Zmierzchu" "uśmiechał się łobuzersko".
Powyższy tekst naszkicowałam sobie bodajże przedwczoraj. A dziś obejrzałam szwedzki film o tematyce wampirzej, na który się już od dawna "czaiłam", mianowicie "Pozwól mi wejść".
No i wpisuje mi się on w tematykę niniejszego posta - jeśli "Miasto Kości" jest popłuczynami po "Zmierzchu", to "Zmierzch" jest popłuczynami po literackiej bazie tegoż filmu - książce szwedzkiego pisarza, Johna Ajvide Lindqvista " - Wpuść mnie" . Mało tego, że eksploatowany jest ten sam pomysł uczucia między człowiekiem a wampirem, to jeszcze pewne wydarzenia, sceny, powiedzenia, całe zdania nawet! - zasłyszane w filmie, znałam wcześniej ze "Zmierzchu". Ale cóż, tutaj są one na swoim miejscu - kiedy sprawa dotyczy dwunastolatków - zupełnie inaczej brzmią w ustach dziewiętnastolatków. Nie wiem, jak to było w rzeczywistości - Wikipedia podaje, że tłumaczenie szwedzkiej powieści na angielski wyszło później, niż powstał "Zmierzch". Powieści jeszcze nie czytałam - teraz już zaczynam jej poszukiwania, ale jakieś takie wewnętrzne przeświadczenie mam, że przy pustym i powierzchownym "Zmierzchu", szwedzka powieść zaskoczy mnie świeżością, a bohaterowie będą z krwi i kości, a nie z drewna.
Jeśli już muszę porównywać "Zmierzch" z "Pozwól mi wejść" - dużo przyjemniej jest obcować z historią, czy to filmową, czy ksiązkową, jesli bohaterowie są żywi i wzbudzają sympatię. Pani Meyer "zabiła" jedynego bohatera, który miał szansę na moją sympatię - wilkołaka Jackoba, czyniąc z niego tępego wyznawcę drewnianej Belli. Nie wiem, jak to się stało. W jaki sposób bohater może przejść AŻ TAKĄ przemianę....Szwedzki film ma to "coś", czego brakuje amerykańskim - książce, a w szczególności filmowi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Edłord...dżizas:)))
OdpowiedzUsuńZaś się uśmiałam.
Szkoda, że nie mam tego kanału na ktorym lecial ten film. Znaczy "Pozwól mi wejść"
Zaciekawił mnie opis w programie tv, no ale cóż począć.
Buźka.
Ania.
wampiry mnie nie interesują dlatego napiszę,ze psy piękne i fota fajowa :)lea
OdpowiedzUsuńwampiry to też nie mój klimat, ale szwedzkie kino i tak polecam :)
OdpowiedzUsuń