z klimatem...

z klimatem...

czwartek, 18 lutego 2010

Lindqvist kontra Meyer kontra Clare

Zostanę ogłoszona świętą patronką moli książkowych. Za anielską cierpliwość mnie to wyróżnienie spotka.

Przez to, że Gryzelda ma ciągoty ku wampirom, jestem notorycznie zmuszana do cenzurowania lektur przeznaczonych dla - starszych nieco - panienek. Czytam, zanim dam jej do ręki, sprawdzając, czy aby nie ma tam treści nieodpowiednich dla jedenastoletniego oka. Odkąd moja Przyjaciółka nie zdążyła ocenzurować jednej z Modnych Powieści o Wampirach, mam się na baczności: jej dwunastoletnia córka ze szczegółami wyedukowała się w zakresie preferowanych przez autorkę książki sposobach zabawy z mężczyznami. Jak również z bogato rozwiniętym nazewnictwem tegoż tematu, niekoniecznie literackim.

Toteż z zaciśniętymi zębami brnę przez kolejne tomy.

Sagę "Zmierzch" mam już za sobą. Jakoś tak bez zgrzytów mi się przyswoiła - nie licząc oczywiście nieudolności i błędów językowych. Oraz - z tomu na tom - coraz większej rozwlekłości i potwornej nuuuudy. Zaś w ostatnim tomie - niestrawnej wręcz cukierkowatości. Pewnie gdybym została zmuszona do przeczytania po raz drugi (o bogowie - nie każcie mnie!!!), błędów i wypaczeń znalazłabym cały worek - przyznaję, że czytałam pobieżnie i "aby szybciej".

Teraz nadszedł czas "Darów Anioła". Wiem, że MUSZĘ przeczytać, bo już pojawiły się jakieś kontrowersje...Ale - litości! Toż to jest marna kopia "Zmierzchu" - łącznie z modą na dziwne sformułowania. Przeczytałam 100 stron i już wiem, że główna bohaterka będzie równie często "piorunować wzrokiem", jak Edłord - Wampir ze "Zmierzchu" "uśmiechał się łobuzersko".

Powyższy tekst naszkicowałam sobie bodajże przedwczoraj. A dziś obejrzałam szwedzki film o tematyce wampirzej, na który się już od dawna "czaiłam", mianowicie "Pozwól mi wejść".

No i wpisuje mi się on w tematykę niniejszego posta - jeśli "Miasto Kości" jest popłuczynami po "Zmierzchu", to "Zmierzch" jest popłuczynami po literackiej bazie tegoż filmu - książce szwedzkiego pisarza, Johna Ajvide Lindqvista " - Wpuść mnie" . Mało tego, że eksploatowany jest ten sam pomysł uczucia między człowiekiem a wampirem, to jeszcze pewne wydarzenia, sceny, powiedzenia, całe zdania nawet! - zasłyszane w filmie, znałam wcześniej ze "Zmierzchu". Ale cóż, tutaj są one na swoim miejscu - kiedy sprawa dotyczy dwunastolatków - zupełnie inaczej brzmią w ustach dziewiętnastolatków. Nie wiem, jak to było w rzeczywistości - Wikipedia podaje, że tłumaczenie szwedzkiej powieści na angielski wyszło później, niż powstał "Zmierzch". Powieści jeszcze nie czytałam - teraz już zaczynam jej poszukiwania, ale jakieś takie wewnętrzne przeświadczenie mam, że przy pustym i powierzchownym "Zmierzchu", szwedzka powieść zaskoczy mnie świeżością, a bohaterowie będą z krwi i kości, a nie z drewna.

Jeśli już muszę porównywać "Zmierzch" z "Pozwól mi wejść" - dużo przyjemniej jest obcować z historią, czy to filmową, czy ksiązkową, jesli bohaterowie są żywi i wzbudzają sympatię. Pani Meyer "zabiła" jedynego bohatera, który miał szansę na moją sympatię - wilkołaka Jackoba, czyniąc z niego tępego wyznawcę drewnianej Belli. Nie wiem, jak to się stało. W jaki sposób bohater może przejść AŻ TAKĄ przemianę....Szwedzki film ma to "coś", czego brakuje amerykańskim - książce, a w szczególności filmowi.

3 komentarze:

  1. Edłord...dżizas:)))
    Zaś się uśmiałam.
    Szkoda, że nie mam tego kanału na ktorym lecial ten film. Znaczy "Pozwól mi wejść"
    Zaciekawił mnie opis w programie tv, no ale cóż począć.
    Buźka.
    Ania.

    OdpowiedzUsuń
  2. wampiry mnie nie interesują dlatego napiszę,ze psy piękne i fota fajowa :)lea

    OdpowiedzUsuń
  3. wampiry to też nie mój klimat, ale szwedzkie kino i tak polecam :)

    OdpowiedzUsuń