z klimatem...

z klimatem...

niedziela, 21 lutego 2010

Oooostatnia

Prześladuje mnie moja ślamazarność.
Czasami.
Bo tak naprawdę to chyba nie jestem z natury aż tak powolna.....

Ostatnio przypomniał mi się koszmar z pierwszej klasy podstawówki, kiedy to miałam ORYGINALNY tornister. Bo Tata chciał, żebym wyróżniała się z tłumu. I wyróżniałam się - a jakże! Obiecałam sobie wtedy, że nigdy nie pozwolę, żeby moje dzieci wyróżniały się z tłumu.

Mój ORYGINALNY tornister nie miał zatrzaskowego zapięcia na odblaski, miał skórzane klamerki, sztuk dwie. Rozpiąć i zapiąć to badziewie, to był horror. Miałam do wyboru - chodzić z rozpiętym tornistrem, albo wychodzić z klasy ostatnia. A że nie uśmiechało mi się gubienie książek (obłożonych w ORYGINALNE okładki z kalendarza ściennego) ani śniadania (w ORYGINALNEJ torebce śniadaniowej - sąsiad przywiózł ze Szwecji, nikt takich nie miał), starannie zapinałam tornister, dzięki czemu zawsze, ale to zawsze wychodziłam z klasy na końcu.

A przypomniało mi się to po kolejnym aerobiku, z którego wyszłam ostatnia. Mimo tego, że żadnego tornistra nie miałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz