z klimatem...

z klimatem...

wtorek, 6 lipca 2010

aerobik

To tak niesamowita sprawa, że aż muszę to napisać czarno na białym: uwielbiam aerobik. Jeszcze kilka lat temu śmieszyły mnie te podrygi, zaś myśl o tym, że miałabym brać w tym udział, była mi równie obca, jak latanie balonem.
Pierwsze miesiące mojego uczestnictwa polegały na nieudolnych wymachach, bez ładu i składu, niemających nic wspólnego z układem choreograficznym, wymyślonym i wykonywanym przez prowadzącą - a razem z nią przez większość ćwiczących. Do domu wracałam w stanie kompletnego wyczerpania. Miałam ochotę zrezygnować, bo z moją koordynacją ruchową to dość pokrętny pomysł, żeby brać się za aerobik...Są przecież tysiące sposobów na aktywność fizyczną.
Ale zalecono mi cierpliwość. Byłam cierpliwa - było to nawet śmieszne: patrzeć na swoje wygibasy w wielkim lustrze, w którym widać było najdrobniejsze potknięcia, a przede wszystkim ogólną sztywność.
Po kilku tygodniach zaczęłam załapywać, a co chodzi i przewidywać powtarzalność kroków.
Po kilku miesiącach nawet, jeśli zgubiłam się w zawiłościach choreografii, potrafiłam z powrotem złapać rytm.
Teraz, po pięciu latach, wiem - na własnej skórze odczułam - że mózg też można wyćwiczyć, żeby sobie wyrobił koordynację ruchową. To nie jest tak, że jak ktoś nie ma zdolności i predyspozycji, nie może sobie powymachiwać kończynami. Może, może - i nawet z przyjemnością na siebie spogląda w lustrze. Nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek gracją czy harmonią, ale i tak postęp jest przeogromny.
A jeśli już o przyjemnościach. Aerobik stał się dla mnie jedną z moich najulubieńszych rozrywek. I ta świadomość, że nauczyłam się tego tylko dzięki własnemu samozaparciu i uporowi...Nie do wiary, ile radości daje poskakanie do muzyki wraz z entuzjastycznie nastawioną do swojej pracy instruktorką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz