W ramach edukacji kulturalnej, zabraliśmy Potomstwo na koncert Mozarta w ramach Festiwalu Mozartowskiego.
Festiwal Mozartowski to dla mnie znaczące wydarzenie. W czasach, kiedy miałam absolutnego świra na punkcie muzyki klasycznej, ze szczególnym uwzględnieniem Mozarta, specjalnie - wraz z przyjaciółką - zajęłyśmy się zarobkowaniem (plebejskie zrywanie wiśni), żeby zdobyć fundusze na bilet na operę. Utytłane w wiśniach i kurzu, podrapane o gałęzie, spalone słońcem i zwyczajnie zmęczone, po dwutygodniowym bytowaniu w namiocie, ustawionym w sadzie wiśniowym, stawiałyśmy się z A. przeszczęśliwe na podwórku Warszawskiej Opery Kameralnej, chłonąc i celebrując Sztukę. Niesamowite to było - cztery ogólniakowe lipce pod znakiem wiśniowego Mozarta.
Potem, chociaż zakup biletów nie był już okupiony aż takim wysiłkiem finansowym, kiedy pojawiły się ważniejsze Cele i Sprawy, Festiwal Mozartowski zszedł na dalszy plan. Jednak zawsze pod koniec czerwca robiło mi się ciepło na duszy, że oto mogę pójść, kupić, przeżyć - jeśli tylko znajdę czas. I nie muszę już zrywać wiśni.
Tym razem, po raz pierwszy, Potomki dostąpiły zaszczytu uczestnictwa. Rozsądek podpowiedział mi, żeby na początek uraczyć ich nie operą, a koncertem.
Z racji muzycznych zamiłowań Gryzeldy, wybrałam koncert fortepianowy - dziewczę rozochocone czekało na pierwsze dźwięki, potem zaś słuchało z podziwem i należnym uwielbieniem (ma coś po mamusi....). Gburek - jak to on - poszedł na koncert cały zjeżony - dodatkowo nie poprawił mu nastroju fakt, że istniało realne zagrożenie SPÓŹNIENIA na jeden z istotnych meczy mundialu. Sprawę meczu załatwiliśmy polubownie, pozostała tylko kwestia NUDZIARSKIEJ (Boże, widzisz i nie grzmisz!) muzyki. Z niepokojem obserwowałam chłopca podczas koncertu. Czekałam na znudzone miny na sfochowanym obliczu. Ale nie! Podobało się! Jakże mogłam wątpić w to, że Mozart nie może się NIE PODOBAĆ. Mozart jest ponadczasowy.
Jedyna uwaga, jakiej nie mógł sobie odpuścić Gburek - dziecko cywilizacji - dotyczyła tego, że zbyt mało się DZIAŁO. Bo muzyce powinno COŚ towarzyszyć. Obraz jakiś? Film? Przedstawienie? Bodźce wyłącznie słuchowe to zbyt mało dla dziecka szklanych ekranów.
Ale i tak Mozart wygrywa. Nawet po ponad 200 latach i niewyobrażalnym postępie cywilizacji.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz