z klimatem...

z klimatem...

środa, 21 lipca 2010

Twarde lądowanie

Dziwna sprawa, ale zawsze, kiedy wracam z fascynującej zagranicznej wycieczki, czeka mnie twarde lądowanie, boleśnie przekonujące mnie o tym, jak dalece jesteśmy nadal zaściankiem europejskim.

Rok temu, podczas powrotu z Paryża, na pierwszy nocleg w kraju trafiliśmy do najbardziej obskurnego motelu, w jakim kiedykolwiek nocowałam. Im głębiej wjeżdżaliśmy w nasz smutny kraj, tym było gorzej: drogi w permanentnym (i nieprzynoszącym efektów) remoncie, związane z tym korki, uczyniły naszą kilkusetkilometrową podróż przez Polskę bardziej uciążliwą, niż dwa razy dłuższą (w kilometrach) podróż przez pół Europy. A na koniec, kiedy już totalnie zgłodnieliśmy, zjedliśmy najdroższy i najbardziej obrzydliwy posiłek podczas tego wyjazdu (ba! ja osobiście twierdzę, że wygrałby nagrodę dla najbardziej obrzydliwego posiłku, jaki w życiu jadłam, choć Jonatan nie był aż tak surowy w swej ocenie...). Także do domu wróciliśmy z myślą, że nadal jesteśmy europejską wioską.

W tym roku było nieco inaczej - dzień po powrocie z Wiednia, dla ochłonięcia, spędziliśmy we Wrocławiu, który jest jednak nieco bardziej cywilizowany, niż centrum Polski.... Ale i tu pojawiły się rysy na - kryszytałowym dotychczas - obliczu mojego ulubionego miasta. Zupa za słodka, wino za ciepłe, ludzie jacyś tacy podobni do siebie....Ech.....

No, ale szoku w postaci brzydkiego motelu i niesmacznego jedzenia nie było.

Był za to szok polityczny. Staram się - od kampanii - omijać szerokim łukiem telewizor z wiadomościami.

Ale no luuudzie!

Dlaczego tej gromady kretynów nie zamknąć w psychiatryku? Normalnie, gdyby szary człowiek zaczął opowiadać takie farmazony o ufoludkach i innych zbrodniczych istotach, w trymiga znalazłby się w zacisznym, acz odosobnionym pomieszczeniu. A tu, proszę: komisja do badania mordu(y).... tu szczegóły o mordzie:
http://www.facebook.com/#!/profile.php?id=100000539138878&ref=ts

I w nosie mam poprawność polityczną. Skoro z samego rana słyszę, że mieszkamy w państwie wyznaniowym (tak, tak, zostało to powiedziane w telewizji przez jedną z posłanek), to ja się czuję zwolniona z poprawności politycznej.

Ot i tyle.
Nigdy nie będziemy europejskim krajem.
Każda z moich wycieczek mi to wyraźnie (i boleśnie!) przypomina.

1 komentarz:

  1. Duzo racji w tym, co piszesz. Blogoslawie fakt, ze cala te zadyme obserwowalam z daleka, stamtad wygladalo to inaczej, a tu, swojski zaduch i panstwo wyznaniowe, ale strawa duchowa w wiekszosci na poziomie McDo, a nawet nie McDo, tylko przydroznego baru kiepskiej jakosci za piorunska kase.
    Andu

    OdpowiedzUsuń