Wybory w naszym - nie bójmy się słów: zabitym dechami - miasteczku, wyglądają groteskowo.
Tu - wielka pompa, tajne dokumenty i podpisy, ścisłego zarachowania karty i inne takie...
A w rzeczywistości - zagrzybiona kanciapa, gdzie stłoczyła się tzw. Komisja Wyborcza.
Dlaczego naszym Lokalem Wyborczym jest budynek - nieużytkowy - należący do Wodociągów Miejskich, do którego mamy ponad kilometr, nie zaś Szkoła Podstawowa, od której dzielą nas trzy minuty marszu, pozostanie chyba tajemnicą świra, który dzielił Otwock na okręgi. Ale trudno, zagłosować trzeba, bo WIADOMO - będzie MASAKRA, jeśli wygra konkurencja. Wiadomo, że byłoby śmiesznie, bo już raz było. Ale tym razem mogłoby być i STRASZNIE.
Obywatelski obowiązek został więc spełniony szybko i ruszyliśmy na wycieczkę rowerową. Wycieczkę, która przedłużyła nam się dość niespodziewanie. Nasze wycieczki rowerowe mają to do siebie, że lubią się przedłużać właśnie. Wyjeżdżamy na chwilę, wracamy wieczorem. Tym razem dotarliśmy do Otwocka Wielkiego. I dobrze, bo po raz pierwszy byliśmy tak blisko pałacu oraz przechadzaliśmy się po dzikim i ładnym parku. Obiecaliśmy sobie solennie, że przyjedziemy na dłuższą i bardziej szczegółową wycieczkę. Póki co - migawki z Pałacu i parku:





A wieczorem nerwowo spoglądaliśmy na dramatycznie zmieniające się, w miarę liczenia głosów, wyniki wyborów.....Było czasami STRASZNIE. Ale jeszcze będzie ŚMIESZNIE, na pewno....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz