z klimatem...

z klimatem...

sobota, 24 lipca 2010

Potomki i książki

Doigrałam się: los złośliwie pokazuje na mnie palcem i chichocze w kącie.
Gburek do czytania nie miał jakoś specjalnego nabożeństwa, wręcz obawiałam się, że pozostanie w fazie komiksowej, aż przeczytał "Harrego Pottera". Po skończeniu całego cyklu...przestał czytać, bo żadna książka nie dorównywała rewelacyjnemu "Harremu". Od tego czasu Gburek potrzebuje do czytania bodźca - musi trafić na "swoją" książkę. Coraz częściej mu się udaje. Wciągnęły go przygody Felixa, Neta i Niki, wciągnął Ulysses Moore, wciągnęli "Zwiadowcy". Po zakończeniu każdego z cykli, Gburek popada coś w rodzaju czytelniczego odrętwienia - nie pasuje mu wtedy nic.
Jednak kiedy jest w fazie czytelniczej - pochłania i pożera.
Podczas pobytu we wrocławskim empiku, odkryłam dla niego Roberta Muchamore'a. Wsiąkł. Chyba po raz pierwszy aż tak totalnie.
Za to Gryzelda - mistrzyni szybkiego czytania, leniwieje. Odkąd przeczytała "Zmierzch" - do końca życia będę sobie pluć w brodę, że zezwoliłam na ten chłam - żadna książka, która nie opowiada o wampirach, nie jest godna jej zainteresowania. A książek o wampirach jest....pół empiku. Każda opiera się na tym samym schemacie. To tak, jakby codziennie jeść hamburgera, tylko z innymi dodatkami. Czytelniczy fast food.
Zła jestem, że dziewczę mające taki dar (tempo czytania: około 10 stron na minutę), marnuje go na wałkowanie wciąż i wciąż tego samego. Gdybym ja potrafiła tak szybko czytać - ohohoooooo.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz