W letnich miesiącach uwielbiam wieczory. Kiedy można chodzić na spacery i nie przejmować się brakiem swetra. Kiedy można siedzieć na altanie i wdychać ciepło, wraz z zapachem kwitnących lip (o właśnie! lipa też musi wyrosnąć na naszym podwórku - oprócz obowiązkowych brzóz i jaśminu). Kiedy nie jest ani za gorąco, ani za zimno. Ot, sielanka.
Szkoda, że do pełni szczęścia zawsze czegoś brakuje - a to komary dokuczają tak, że spacer bez zbroi jest niemożliwy, a to gorąc jest tak wielki, że nie ma mowy o siedzeniu poza chłodnym, drewnianym domem z zasłoniętymi roletami - albo wręcz poza pełnym wody basenem ogrodowym. Człowiekowi trudno dogodzić....Tym bardziej cieszę się z tych kilku wieczorów, które były właśnie takie, jakimi być powinny. Letnia beztroska.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz