Po "tropikalnych upałach" - jak się określali w mediach (co oni wiedzą o tropikach, skoro uważają, że 35 stopni to tropik???), nastało nagłe, deszczowe ochłodzenie.
Gdyby ktoś, w piątkowy albo sobotni duszny poranek powiedział mi, że w poniedziałek, pierwszym co zrobię po wejściu do samochodu, będzie włączenie ogrzewania, to bym go chyba wyśmiała. A jednak tak było.
Ludzie to dziwny gatunek: nie uczą się na błędach. Ani na swoich, ani na cudzych. I nie wierzą w rzeczy niewiarygodne.
A przecież one się zdarzają - ot na przykład: Gburek poprawił biologię. Mimo tego, że na błędach z zeszłego semestru się bardziej przejechał, niż nauczył. Ale poprawił, o czym poinformował dziś cały świat, bezgranicznie szczęśliwy - na swój SPECYFICZNY sposób.
Uwielbiam tę jego specyficzny sposób wyrażania radości. Jest niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. Mam jedno zdjęcie, gdzie jako czterolatek wysiada z pociągu, po samotnym wyjeździe z Dziadkami i - stęskniony - wita się ze swą Ukochaną Siostrą. Bezcenne! Tym bardziej bezcenne, że do tej pory jego wybuchy radości wyglądają, jak dziesięć lat temu. Pewnie już tak zostanie.
I dobrze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz