Jasmeen charakteryzuję się - zasadniczo - brakiem kompleksów na tle swojego wyglądu.
Nie jest źle, mogła mnie natura bardziej poszkodować - pozostaję więc we względnej wdzięczności, wiedząc o tym, że pojawiające się tu i ówdzie nadmiary zawdzięczam tylko własnej żarłoczności - o, pardonnez-moi - SMAKOSZOSTWU. Bo ja jeść uwielbiam. Szczególnie węglowodany.
Jednak wystarczy JEDNA, KRÓTKA wizyta w centrum handlowym, by w kompleksy mnie wpędzić. Jeśli jeszcze ta wizyta odbywa się w towarzystwie osoby wyższej i nieco mniej kobieco zbudowanej, na której WSZYSTKIE ubrania leżą dobrze, długotrwałe załamanie murowane.
Zakładam bluzkę nr. 1, rozmiar M - wyglądam jak Matka-Karmicielka.
Tę samą bluzkę zakłada T. - wyższa wszak ode mnie - wygląda dobrze.
Zakładam sukienkę, rozmiar M, fason prosty, sportowy - wyglądam jak piersiasta gąsienica w fazie rozmnażania przez pączkowanie.
Tę samą sukienkę zakłada T. - wygląda dobrze.
Zakładam spódnicę, krótką z falbanką - wyglądam jak żubr - cienkie nóżki u dołu i puszysta góra.
Nie muszę dodawać, że T. wygląda dobrze?
Jak to jest, że T. - obiektywnie patrząc - jest mniej zgrabna ode mnie, natomiast w absolutnie każdym stroju wygląda lepiej?
Może powinnam biegać na golasa?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jestem za
OdpowiedzUsuńi skąd wiem, że komentarz pochodzi spod samczych paluszków ???
OdpowiedzUsuń