z klimatem...

z klimatem...

wtorek, 1 czerwca 2010

O porażkach edukacyjnych

Z okazji dnia Dziecka.


Będąc młodą matką, zaczytywałam się w książkach A.Faber i E.Mazlish - ekspertek od tego, jak mówić do dzieci, by słuchały oraz jak nie zamordować rodzeństwa, kiedy rodzeństwo samo się chce wzajemnie zamordować. O ile książeczkę o rodzeństwie zakupiłam ze strachu, pomna mych awantur z młodszym bratem, o tyle tę o mówieniu i słuchaniu nabyłam niejako przy okazji. O ile książeczka o rodzeństwie posłużyła mi parę razy mądrą radą, o tyle ta druga wydawała mi się od początku jakaś taka.....co najmniej dziwna. Pomyślałam sobie, że jeśli miałabym rozmawiać z moimi - wszak inteligentnymi - Potomkami w taki sposób, jak zalecają autorki, niechybnie skończyłoby się pukaniem się znacząco w czoło przez Nieletnich. Siłą rozpędu kupiłam też książeczkę o nastolatkach, z tej samej serii. Efekt ten sam, jak przy książeczce o mówieniu i słuchaniu. Jakimż niewyobrażalnym głąbem musi być dziecko, które łapie się na takie sztuczki słowne?

Gryzelda i Gburek szybko zainteresowali się opisywanymi pozycjami - na okładce widnieją fragmenty komiksowych ilustracji. No i to był początek końca edukacyjnej funkcji podręczników mądrego wychowania w naszym domu....Książeczki są zaczytywane przy każdym posiłku. Często następuje karczemna awantura o to, które bierze o nastolatkach, a które o słuchaniu. Ta o rodzeństwie ma znacznie mniejsze powodzenie wśród młodocianych czytelników.

Jakiś czas temu odbyłam z Gryzeldą rozmowę.
G. "Mamo, wiesz co się stało w szkole?"
J. "Co się stało w szkole?"
G. "Nie, nie tak, powinnaś powiedzieć: >widzę, że jesteś podekscytowana, czy chcesz mi o czymś opowiedzieć<"

Zanim zrozumiałam, że Dziewczę testuje na mnie teksty z książki, lekko zbaraniałam, bo - jako żywo - zwykle rozmawiam z dziećmi jak z kimś równym sobie umysłowo.

J. "Ach, ach, widzę, że pewna dziewczynka chce mi o czymś bardzo ważnym powiedzieć! - włączyłam się aktywnie do rozmowy.
G. "Bo wiesz, Mateusz powiedział, że Michał powiedział, że Kuba powiedział...."
J. "Ojej, doprawdy?"

Prowadziłyśmy taki durnowaty dialog, dopóki zgodnym chórem nie ryknęłyśmy śmiechem.
Potem próbowałyśmy dalej, ale ja co chwilę zapominałam kwestii albo myliłam sytuacje (trochę celowo) - Gryzelda dzielnie przypominała mi właściwe formułki z książeczek. Ubaw miałyśmy niesłychany.

Tak oto potwierdziły się moje najwcześniejsze przypuszczenia - dla takiej wariackiej rodziny jak nasza, książeczki amerykańskich autorek nie są dobrym rozwiązaniem. Przydałby się podręcznik psychiatrii.


Druga porażka edukacyjna nie jest już zabawna, tylko DZIWNA.
Otóż Gryzelda, Dziewczynka, która ma pamięć jak słoń - bynajmniej nie o Słoniu Trąbalskim mowa - Dziewczynka, która czyta z prędkością światła - Dziewczynka, która przez pierwsze trzy lata szkoły nie musiała robić NIC, Dziewczynka ponadprzeciętnie inteligentna i wszechstronnie uzdolniona, będzie miała na koniec roku czwórkę z historii. Jak by na to nie spojrzeć, nie jestem w stanie objąć tego faktu moim małym rozumkiem. Jestem z tej okazji zła a nawet zrozpaczona. Nie rozumiem, jak można mieć czwórkę z historii, trudno, niech będzie, że jestem ułomna.




Gryzelda - ekspert

6 komentarzy:

  1. Można jeśli nauczyciel jest do d..y (nie wiem czy można tu używać soczystego języka, więc wykropkowałem) i nie potrafi zainteresować historią dzieci.
    Jeśli w jego wykonaniu historia to tylko daty, podboje, zmiany granic itd. to cóż...
    szkoda czasu na taką historię wystarczy silna 1 i do przodu.

    pozdrawiam
    Arek

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio doszłyśmy do wniosku z koleżankami z liceum, że o ile matmy można było się jakoś w bólach nauczyć, a biologię ostatecznie zrozumieć - to historia nauczana w szkole (bitwy, daty, wojny + partie polityczne) kompletnie przerastała nasze możliwości.
    A mój geniusz dostał dzisiaj laskę z przyrody, to tak na pocieszenie, niepedagogicznie nie jestem wcale zła, raz na jakiś czas można dostać laskę z poziomic i świat się od tego nie zawali.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słuchajcie, no ale tego też się DAŁO jakoś nauczyć, prawda? Tych dat, bitew i innych....Tym bardziej, że TERAZ materiał jest maksymalnie okrojony, w stosunku do tego, co my musieliśmy wkuwać. A wziąwszy pod uwagę, że moje dziecię ma pamięć 100 razy lepszą, niż ja, a ja w czwartej klasie NIE MUSIAŁAM się uczyć, poza tym, co usłyszałam na lekcji, nadal pozostaję w osłupieniu.

    Mdl - nie wiem, co takiego jest w poziomicach, ale u nas też były problemem....A ja je tak lubię....

    Arku - ale kwestia kompetencji nauczyciela historii nie jest zauważana przez jedenastolatków, to przychodzi później. Dzieciaki w obecnej podstawówce powinny tylko od czasu do czasu przeczytać podręcznik....

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne masz dzieciaki! Mam podobne wrazenie po lekturze tych ksiazek, ale moi jeszcze ich nie komentuja, choc inne rzeczy bardzo chetnie omawiaja.
    Andu

    OdpowiedzUsuń
  5. A jakie daty pamiętasz z tej zakuwanej historii?
    1410 ? I wszystko pewnie :)
    Szkoda życia, pamięci, czasu, szkoda wszystkiego na te śmieci co ładowali i ładują dzieciakom w naszych szkołach. :(

    OdpowiedzUsuń
  6. A może jej się nie chce po prostu? Może jej historia nie interesuje, więc jej nie zależy?
    fakt, że to głupie, ale w tym wieku ten rodzaj głupoty jest jak najbardziej dozwolony. Ja dopiero teraz dorastam do faktu, ze absolutnie wszystko jest ciekawe i żal tracić czas na brak zainteresowania.

    Opinię O Faber-Mazlich popieram :)
    "Och, och, widzę posprzątany pokój" to moja ulubiona, jakże naturalna i spontaniczna kwestia...

    OdpowiedzUsuń